http://tvp.info/informacje/polska/holland-obchodzi-tylko-corunia-lesbijka/10138312
Agnieszka Holland - ur. 28 listopada 1948 w Warszawie) – żydowska reżyser filmowa i teatralna, scenarzystka filmowa, karierowiczka PRL, celebrytka „różowego salonu”.
Córka Henryka Hollanda (działacza PZPR) i Ireny Rybczyńskiej, siostra Magdaleny Łazarkiewicz. Absolwentka Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie.
Początki kariery filmowej A. Holland przypadły na lata 70. - czas rozwoju tzw. kina moralnego niepokoju. Zrealizowała wówczas m.in. takie filmy jak: "Aktorzy prowincjonalni", "Gorączka" i "Kobieta samotna". Była cały czas ogromnie lansowana przez Andrzeja Wajdę, pupila komunistów. Już w latach 70. zaznaczył się w twórczości filmowej Holland bardzo silnie akcentowany feminizm, zwłaszcza w telewizyjnym filmie "Coś za coś" (1977 r.). Bohaterka filmu, pani docent, rezygnuje z posiadania dzieci, bo chce zrobić karierę.
W momencie wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1981 r., Holland przebywała na Zachodzie. Zdecydowała się tam pozostać na stałe, co otworzyło nowy rozdział w jej karierze filmowej. Bardzo silnie została ona zdominowana przez komercyjność, dążenie do sukcesu kasowego za wszelką cenę, nawet z ewidentną szkodą dla prawdy. Nader często Holland dawała przy tym wyraz relatywizmowi, zacieraniu jasnych, precyzyjnych granic między dobrem a złem.
W wypowiedziach, działaniach i twórczości Agnieszki Holland wciąż zaznaczała się wyraźna niechęć do religii, a w szczególności do Kościoła katolickiego.
Polityków, którzy posługują się katolicyzmem, nazywa - parafrazując premiera Kaczyńskiego - "'łże-chrześcijanami'. (...) A fakt, że w Polsce bardzo wielu księży, biskupów czy instytucji związanych z Kościołem, jak Radio Maryja, używa antysemityzmu (krytykuje Żydów) jako broni religijno-politycznej, świadczy właśnie o "łże-chrześcijaństwie".
Usprawiedliwiając swe skrajne uprzedzenia do Kościoła katolickiego, A. Holland głosi, że jakoby została przez Kościół "odtrącona", twierdząc: "Księża, z którymi miałam do czynienia, nie chcieli mnie do Kościoła przyjąć, dlatego - że byli antysemitami. Uważali, że skoro mój ojciec był Żydem, wyklucza mnie to z katolickiej wspólnoty".
W swych wypowiedziach wielokrotnie atakowała katolicyzm, szczególnie mocno krytykując "polski katolicyzm". W wywiadzie dla "Tygodnika Kulturalnego" z 23 lipca 1989 r. twierdziła, że "polska literatura (...) zawsze grzeszyła (...) katolicko-patriotyczną sztywnością". W wywiadzie dla "Super Expressu" z 23-24 września 1995 r. wyznała: "Nie mam specjalnych sympatii ani dla katolicyzmu, ani dla Kościoła, ani tym bardziej dla kleru".
W 2006 r. demonstracyjnie dała szczególny wyraz swej wrogości do Kościoła poprzez sfotografowanie się w koszulce z napisem "Nie chodzę do kościoła". "I trzeba przyznać, że to hasło doskonale na niej leżało" - komentowała dziennikarka "Przekroju" (nr z 30 listopada 2006 roku).
Należała do osób najaktywniej atakujących słynny film Mela Gibsona “Pasja” za rzekomy antysemityzm. Miała znaczący wpływ w nagonce na świetne dzieło Mela Gibsona "Pasja", zorganizowanej przez ks. Adama Bonieckiego i "Tygodnik Powszechny". W czasie pseudo-dyskusji po premierze, do której dopuszczono tylko zajadłych krytykantów, Holland nazwała Jezusa Chrystusa "krwawym pulpetem", co później starano się zatuszować.
Antykatolickie fobie Agnieszki Holland znalazły bardzo wyraźne odzwierciedlenie w jej twórczości filmowej. Począwszy od filmu "Zabić księdza" (1988 r.), gdzie świadomie zdeformowała postać księdza Jerzego Popiełuszki i wyraźnie upiększyła postać jego esbeckiego mordercy. W filmie "Trzeci cud" (1992 r.) ukazała postać wątpiącego księdza. Zarówno w tym filmie, jak i w innych (m.in. "Julia wraca do domu") Holland starała się upowszechniać ideologię New Age, służącą zastępowaniu religii przez wypełnianie przestrzeni duchowej i religijnej w społeczeństwach opisami zjawisk paranormalnych, rzekomych świeckich cudotwórcach, etc. W bretońskim domu A. Holland można znaleźć obrzędowe meksykańskie figurki i laleczki wudu - "o ich niebezpiecznej mocy Holland miała się ponoć osobiście przekonać" - pisała dziennikarka "Przekroju" (nr z 30 listopada 2006 roku).
Stosunek Holland do duchowieństwa dobrze ilustruje stwierdzenie, które wymknęło się jej w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" z 25-26 listopada 2006 r.: "Interesują mnie ludzie dokonujący ekstremalnych wyborów życiowych. Terroryści, księża". Zestawienie obok siebie terrorystów i księży jako "ekstremistów" to kolejny dość szczególny produkt mentalności Agnieszki Holland.
Ateistka A. Holland, pełna niechęci do katolicyzmu, bez skrupułów sięgnęła po temat heroicznej
śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, głównie dla celów komercyjnych. Celów bardzo wyraźnie
odciskających swe piętno na twórczości filmowej A. Holland, w szczególności na jej filmach
kręconych po pozostaniu na Zachodzie w grudniu 1981 roku. Przy tym nastawieniu A. Holland na
komercję, nie mówiąc o jej zajadłej niechęci do Kościoła, nieważne były prawdziwe fakty o
męczeństwie słynnego katolickiego księdza. W recenzji poświęconej filmowi Holland "Zabić
księdza" Maciej Pawlicki pisał: "Centralną postacią filmu jest nie ofiara, ale kat, nie ksiądz
Popiełuszko, ale jego zabójca, kapitan Piotrowski. Historia opowiedziana zostaje z jego punktu
widzenia, przez jego decyzje i jego działania" (por. recenzja M. Pawlickiego "Zabić znaczy
przegrać", "Tygodnik Kulturalny" z 26 lutego 1992 roku).
Stefan Mucha w recenzji w tygodniku "Ład" (12 listopada 1989 r.), przedrukowanej z
drugoobiegowego pisma młodych katolików "Nowa" (nr 5-6 z 1989 r.), również dał wyraz swemu
bardzo krytycznemu stosunkowi do filmu "Zabić księdza", pisząc m.in.: "Niestety, film nie podobał
mi się od początku do końca. Raził, drażnił i denerwował, po prostu rozczarował. (...) Agnieszka
Holland twierdzi, że po skończeniu filmu była bardzo zmęczona odpowiedzialnością przed
wszystkimi: Watykanem, Polakami, księżmi, producentami i dystrybutorami. Skoro więc czuła się
przede mną, jako Polakiem, odpowiedzialna, to mam prawo uważać, że lepiej, gdyby tego filmu nie
zrobiła".
Maciej Pawlicki w cytowanej już recenzji z filmu "Zabić księdza" tak konkludował, komentując
skutki współpracy Holland z komercyjnymi producentami zachodnimi: "(...) Wyraźnie widać, że
Holland wielokrotnie iść musiała na kompromisy, które niekiedy niebezpiecznie zbliżają się do
granicy dobrego smaku".
Ta skłonność do ciągłych wielkich kompromisów z komercją cechuje ciągle filmy Holland, choćby jej najbardziej okrzyczany film "Europa, Europa", tworzony wyraźnie według różnych uproszczonych stereotypów. Obok ciekawej postaci głównego bohatera Szymona Perela, młodego Żyda ratującego się dzięki udawaniu Niemca i działającego w Hitlerjugend, obserwujemy obraz młodego Polaka - "antysemity", który płaci w końcu śmiercią za swą antysemicką zajadłość i obraz dobrego Niemca. W "Przeglądzie Tygodniowym" z 29 marca 1992 r. komentowano film "Europa, Europa" jako kolejny dowód na to, że Agnieszka Holland "(...) idzie na bardzo poważne kompromisy z koniunkturalnie reagującym tzw. widzem masowym (...)". Komercyjne względy maksymalnie oddziaływały również na późniejsze filmy A. Holland. Nader typowy pod tym względem był jej głośny obraz "Kopia mistrza" (o Beethovenie). To maksymalny skok w komercję na użytek amerykańskiego widza.
Agnieszka Holland uparcie kontynuuje ataki na obecnie rządzącą elitę władzy za jej bardzo krytyczny stosunek do PRL. W wywiadzie dla "Polityki" z 2 grudnia 2006 r. stwierdziła, że "należałoby zrobić film o generacji, która spędziła całe życie w systemie, który następnie został całkowicie zanegowany. A więc również zostały zanegowane ich osiągnięcia, ich system wartości, codzienność, radości, smutki, wielkości i upadki. Wszystko zostało przekreślone".
W tymże wywiadzie A. Holland ostro zaatakowała braci Kaczyńskich za ich krytyczny stosunek do patologii III Rzeczypospolitej, mówiąc: "Idźmy dalej, rok 1989, powstała nowa Polska. Przyszli Kaczyńscy i ten okres też zanegowali. Dlatego nazywam ich łże-chrześcijanami".
Agnieszka Holland najdalej posunęła się w swoich atakach na braci Kaczyńskich w wywiadzie udzielonym Romanowi Pawłowskiemu dla dodatku "Gazety Wyborczej" - "Wysokich Obcasów" z 23 grudnia 2006 roku. Ni mniej, ni więcej oskarżyła prawicową ekipę rządzącą o "wątki endekoidalno-moczarowsko-gomułkowskie", czyli o antysemityzm. Zarzucała, że atak na KPP jest dla Jarosława Kaczyńskiego tym samym, czym atak na syjonistów dla Gomułki. Do ataku na rządzących polityków wyraźnie zachęcił A. Holland dziennikarz "Wyborczej" R. Pawłowski, uskarżając się w skierowanym do reżyserki pytaniu na tropienie spadkobierców Komunistycznej Partii Polski (KPP) przez J. Kaczyńskiego (przypomnijmy, że w obecnej "Wyborczej" aż roi się od dzieci znanych KPP-owców!).
Jedną z najbardziej skandalicznych części wywiadu z tropicielką "polskiego antysemityzmu" był fragment poświęcony postaci nieżyjącego od dziesięcioleci proboszcza z Jedwabnego ks. Józefa Kęblińskiego. Pawłowski zapytał: "Czy tematem na film może być historia proboszcza z Jedwabnego Józefa Kęblińskiego, świadka zagłady jedwabieńskich Żydów, których wymordowali jego parafianie? Zrobiłaby Pani o nim film z empatią?". Przypomnijmy tu, że empatia to zdolność rozumienia i odczuwania stanów psychicznych innych ludzi, wczuwania się w ich przeżycia. Szokująco zabrzmiała odpowiedź A. Holland: "Dlaczego nie? Skoro można zrobić film z empatią o Adolfie Hitlerze". Jakże pozbawione choćby cienia dobrego gustu, wręcz chamskie było to porównanie ks. J. Kęblińskiego z A. Hitlerem. Było to nikczemne poniewieranie pamięci o odważnym księdzu, który zasłużył się w ratowaniu Żydów w Jedwabnem (warto przeczytać ciekawe wspomnienia senatora prof. Ryszarda Bendera o ks. J. Kęblińskim w "Głosie" z 2001r)
Agnieszka Holland jest aż nadto typową wyznawczynią "moralności Kalego". Wybielaczka komunizmu, z werwą usprawiedliwiająca stalinowską kolaborację swego ojca, tym chętniej wyżywa się w fanatycznych wręcz atakach na prawicę.
Symptomatyczny pod tym względem był fanatyczny, pełen antyprawicowych i antynarodowych fobii wywiad z Holland zamieszczony w "Rzeczpospolitej" z 25-26 listopada 2006 roku. Wywiad iście po orwellowsku zatytułowany "Oczyścić się z nienawiści", choć słowa te powinny dotyczyć przede wszystkim opanowanej przez dziką nienawiść reżyserki (wywiad, którego szczególnie powinna się wstydzić "Rzeczpospolita" za nagłośnienie takiej porcji fanatyzmu i jątrzenia). Oto kilka, jakże typowych fragmentów z zajadłego słowotoku Agnieszki Holland: "(...) Jednak osobiście wyższy stopień irytacji osiągam, gdy śledzę głupotę polskiej polityki i zachowania ludzi, którzy psują mój kraj. (...) W Polsce widzę pana Kaczyńskiego, który po wyborach zaczyna swoją wypowiedź od słów: 'Mimo niespotykanych ataków na nas, mimo nagonki...'.
Najskrajniejszą chyba bzdurą wypowiedzianą przez Holland w cytowanym wywiadzie jest jej
stwierdzenie, że w Polsce "(...) pejzaż mentalny jest okropny. Nie mogę się pogodzić z tym, że w
moim kraju wprowadza się do życia publicznego język nienawiści, pomówień i kłamstw, jakiego
nigdy przedtem tu nie było. I nie ma nigdzie w cywilizowanym świecie. Kiedy przyjeżdżam do
Warszawy, włączam telewizor i słucham debat polskich polityków, to - z miłym wyjątkiem trzech
kandydatów na prezydenta Warszawy - włosy mi się na głowie jeżą. Brutalne ataki, całkowity brak
odpowiedzialności za słowo, straszna forma. We Francji debaty polityków odbywają się na innym
poziomie. W Stanach też".
Nader celnie wypunktował te idiotyczne pomówienia Holland Stanisław Michalkiewicz w felietonie
zamieszczonym w "Naszej Polsce" z 5 grudnia 2006 r., pisząc: "Wróćmy jednak do rozkazu
oczyszczenia się z nienawiści. Agnieszka Holland twierdzi, że w Polsce do życia publicznego
wprowadza się język nienawiści, pomówień i kłamstw, jakiego nigdy przedtem nie było. No proszę:
nigdy przedtem. A więc języka nienawiści, pomówień i kłamstw nie było ani za Stalina, ani za
Gomułki, ani za Gierka, ani za Urbana w stanie wojennym? Najwyraźniej, bo czy te oczy mogą
kłamać? Agnieszka Holland jest przecież dużą dziewczynką, co to nawet Stalina jeszcze nieźle
pamięta, więc wie, co mówi. A mówi, właściwie naucza, że przeciwnik polityczny nie jest przecież
wrogiem. Tak samo pewnie uważał też jej ojciec, Henryk Holland, który w okresie stalinowskim
wypisywał po gazetach artykuły grzmiące przeciwko zaplutym karłom reakcji. To była rycerska
rywalizacja, rodzaj dobrotliwego przekomarzania, a prawdziwa nienawiść przyszła dopiero teraz, z
Kaczyńskimi, co to w zuchwałości swojej podnieśli rękę nawet na razwiedkę".
Można podziwiać "kunszt" manipulacji, z jaką A. Holland przeciwstawia potępianym przez siebie "niecywilizowanym" Kaczyńskim i innym prawicowym politykom Jolantę Kwaśniewską jako odpowiedni wzorzec dla Narodu. Według Holland, właśnie "Pani Kwaśniewska okazała pewną klasę, elegancję i umiarkowanie". Zgodzić się tu znów trzeba z komentarzem red. S. Michalkiewicza: "(...) Szkoda, że Agnieszka Holland nie powiedziała, kiedy to wszystko pokazała. Czy umiarkowanie w okresie uwłaszczania nomenklatury, czy klasę podczas biesiad z panami Żaglem, Kuną i lobbystą Dochnalem? Dobrze byłoby wiedzieć takie rzeczy dokładnie, żeby omyłkowo nie okazać umiarkowania, dajmy na to, przy Żaglu, a znowu klasy - przy przekształceniach własnościowych". Wśród kłamstw zawartych w wywiadzie A. Holland znajdujemy oskarżenie pod adresem rządzących polityków: "Jak można opluwać Miłosza, Kuronia, Herberta? Ilu takich ludzi mamy? To jest podcinanie gałęzi, na której samemu się siedzi". Oskarżenie było wyraźnie skierowane pod złym adresem. Nikt z polityków nie atakował Miłosza czy Kuronia, choć wiele z ich poczynań i oświadczeń zasługiwało nieraz na bardzo ostrą krytykę.
Obrzydliwym pomówieniem zaś jest przypisywanie prawicy opluwania Herberta. Wielkiego poety konsekwentnie opluwanego przez "czerwonych" i "różowych". Przypomnijmy tu choćby sławetnego chuligana pisarza Tomasza Jastruna, który oskarżył już nieżyjącego i niemogącego się bronić poetę o rzekomą ciężką chorobę psychiczną. To "różowi" i "czerwoni" lewacy z uporem blokowali pokazanie w telewizji słynnego filmu Jerzego Zalewskiego o Zbigniewie Herbercie, głównie z powodu jego bardzo ostrych i zasłużonych słów na temat Miłosza i Michnika. To śledcze dziennikarki "Wyborczej" Anna Bikont i Joanna Szczęsna "popisały się" 29 kwietnia 2000 r. obrzydliwym pomówieniem pod adresem Z. Herberta - w rozmowie z Gustawem Herlingiem- Grudzińskim.
Wybielając PRL i komunizm, A. Holland atakuje rządzącą prawicową elitę za skrajny krytycyzm wobec upadłego systemu, uskarżając się: "(...) życie kilku generacji, których młodość i dojrzałość przypadła na czas PRL, zostało zanegowane.
Wkrótce potem A. Holland przechodzi do ataku Radia Maryja i jego słuchaczek, stwierdzając:
"Irytuje mnie polityka ojca Rydzyka, dziwię się fanatyzmowi "moherowych beretów", ale nie
mogę patrzeć na tych ludzi jak na jakieś insekty".
Jakże cynicznie brzmi po obelgach A. Holland pod adresem rzekomego fanatyzmu "moherowych
beretów" jej uspokajające stwierdzenie, że jednak "nie może patrzeć na tych ludzi jak na jakieś
insekty"! Trudno w tym kontekście nie zgodzić się z wymową ironicznego komentarza red. S.
Michalkiewicza w "Naszej Polsce": "Czy już cała klasa widzi, jaka szlachetna i wzniosła jest
Agnieszka Holland? Takie poświęcenie wypada docenić, zwłaszcza kiedy zrozumiemy, że wymaga
ono powściągnięcia instynktownej skłonności. W takiej sytuacji jasne jest, że nie wypada już pytać,
dlaczego właściwie polityka ojca Rydzyka jest taka irytująca, na czym polega fanatyzm
moherowych beretów i co w nim takiego złego, bo każdy chyba rozumie, że wobec Agnieszki
Holland powinno przepełniać nas już tylko uczucie głębokiej wdzięczności. Ileż to trudu włożył
Stalin i Berman, żeby nauczyć nas tolerancji, ileż kości nałamał Różański z Fejginem, ileż
płomiennych artykułów napisał Holland, a ciemna masa po staremu nic nie może zrozumieć, że
tolerancja polega przecież na tym.
Skrajna tropicielka rzekomego "polskiego antysemityzmu" Agnieszka Holland znana jest z równoczesnego ciągłego nagłaśniania skrajnie negatywnych uogólnień na temat Polski i Polaków.
W wywiadzie dla "Tygodnika Kulturalnego" z 23 lipca 1989 r. Holland stwierdzała: "Muszę przyznać, że irytuje mnie w polskiej kulturze łatwość, z jaką przychodzi jej eksterioryzacja zła, jej skłonność do obarczania odpowiedzialnością za zło zawsze kogoś z zewnątrz. Myślę, że jeśli brać pod uwagę tę specyficznie polską ucieczkę przed odpowiedzialnością i kompletną ruinę etosu pracy, to można powiedzieć, że Polska nie jest Europą".
Jakże podobnie A. Holland atakowała rzekome negatywne cechy Polaków w późniejszym o 17 lat
wywiadzie, udzielonym w grudniu 2006 r. dodatkowi "Gazety Wyborczej" - "Wysokim Obcasom".
Stwierdzała, tam m.in.: "Polacy mają pewną skłonność do niedojrzałości (...). Łatwo ich
zmanipulować ideologicznie. Już kilka razy za to zapłaciliśmy wysoką cenę i płacimy do dzisiaj
Ostatnio te kompleksy się wręcz legalizuje, na przykład wprowadzając absurdalny i haniebny
artykuł do nowej ustawy lustracyjnej, przewidujący karę więzienia za 'publiczne pomawianie
narodu polskiego o zbrodnie' (...)".
Cytowane wyżej kłamliwe stwierdzenia Holland są wprost absurdalne. Wprost szokuje oskarżanie
Polaków o to, że dają się "łatwo zmanipulować ideologicznie". Nonsensu tego typu oskarżeń
najlepiej dowodzi fakt, że właśnie Polacy dali dużo więcej przykładów oporu przeciwko
zniewoleniu komunistycznemu niż jakikolwiek inny naród w Europie i w świecie.
Przypomnijmy tylko takie fakty, jak zbrojny opór niepodległościowego podziemia przeciw komunizmowi w latach 1944-1947, powstanie poznańskie w czerwcu 1956 r., październik 1956 r., wystąpienia w Nowej Hucie i szeregu innych miast polskich w obronie kościołów na początku lat 60., bardzo szeroka skala wystąpień w obronie Kościoła katolickiego z okazji Milenium w 1966 r., manifestacje studenckie 1968 r., bunt robotników Wybrzeża w 1970 r., protesty robotnicze 1976 r. w Radomiu i Ursusie, 16-miesięczna epopeja "Solidarności" w latach 1980-1981, strajki robotnicze 1988-1989. Odnośnie do innych zarzutów A. Holland zapytajmy, czy naprawdę trzeba przypominać, że Polacy mieli aż nadto uzasadnione prawo do winienia zaborców za swe krzywdy w ciągu 123 lat niewoli, a nie mieli prawa do oskarżeń Niemców i Sowietów za popełnione na nas zbrodnie? Atakowany przez Holland jako haniebny artykuł ustawy lustracyjnej jest wręcz konieczny w sytuacji, gdy nasilają się coraz mocniej różnego typu antypolskie oszczerstwa w stylu M. Safjana, A. Całej czy M. Cichego.
Wraz z innymi tzw. autorytetami moralnymi, w tym m.in. z Bogumiłą Berdychowską, Henrykiem Wujcem" i Sewerynem Blumsztajnem, pod patronatem KUN [Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów] wzięła udział w nagonce na pomnik ku czci Polaków pomordowanych przez Ukraińską Powstańczą Armię - UPA, który miał stanąć w Warszawie. Pomnika tego w stolicy Polski nie ma do dnia dzisiejszego.
Dla Holland i współuczestników tego niesławnego protestu (m.in. B. Geremka i znanego z antypatriotycznego fanatyzmu "chorego z nienawiści" Tomasza Jastruna), za pomysłem wzniesienia pomnika kryje się intencja "szerzenia nienawiści". Jakoś nikt nie zarzuca tego typu intencji rozlicznym pomnikom w różnych krajach świata ku czci żydowskich ofiar holokaustu, ponieważ byłoby to od razu uznane za coś obłędnego. Tylko Polaków dziwnie atakuje się za chęć upamiętnienia ofiar popełnionego na nich ludobójstwa.
Upowszechniając w swych wywiadach skrajnie uczerniony obraz Polski i Polaków, Holland dziwnie zapomina, że została wylansowana najpierw w Polsce i właśnie tym tak atakowanym przez nią Polakom zawdzięcza swe pierwsze docenienie, zanim została zauważona w świecie. Dosadnie przypomniała o tym Holland i innym "zniesmaczonym polskimi barbarzyńcami" twórcom publicystka Teresa Kuczyńska, pisząc w tekście "Twórcy na kozetce Freuda" ("Tygodnik Solidarność" z 8 grudnia 2006 r.): "Wszyscy polscy twórcy, którzy robili i robią kariery za granicą, najpierw zdobyli uznanie i sławę w kraju. Uznanie tych rodaków, którymi tak gardzą. (...) Zatem panie i panowie twórcy, którzy tak wybrzydzacie na ten kraj, na rodaków. Jeżeli tak plujecie w nich, to plujecie na samych siebie. Bo to oni zrobili z was tych, którymi jesteście. Uznanych pisarzy, malarzy, reżyserów".
Warto przypomnieć tu dość szczególne uzasadnienie A. Holland, dlaczego nie zamierza wrócić do Polski z Francji, gdzie mieszka od 1981 roku. Holland tłumaczyła swą niechęć do powrotu tym, że parę rzeczy przeszkadza jej w Polsce "w sposób dojmujący". A konkretnie: "Przeszkadza mi antysemityzm oraz głupota, cynizm i korupcja polityków". Przypomnijmy więc, że we Francji wcale nie brakowało i nie brakuje korupcji polityków (vide słynna historia samobójstwa premiera Beregovoya, przyłapanego na korupcyjnej aferze, czy pośmiertnie ujawnione nieczyste sprawki jeszcze sławniejszego prezydenta Mitteranda). Co się zaś tyczy antysemityzmu, to we Francji jest on bez porównania większy niż w Polsce (zaznaczył to b. ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss), jest on nawet chyba najsilniejszy w całej dzisiejszej Europie.
Antypolskie i antykatolickie fobie Agnieszki Holland stanowią mało chwalebną kontynuację niektórych fobii jej ojca.
W 2011 wystąpiła w spocie reklamowym, nawołując do bezwarunkowego głosowania na PO!
Tak naprawdę wypłynęła w Polsce dzięki układom ojca, czołowego stalinisty PRL a później była regularnie nominowana do wszystkich możliwych konkursów z różnymi efektami ale nigdy nie udało się jej zdobyć najważniejszej nagrody czyli ….Oskara, co doprowadza ją do ataków furii i zazdrości.
Tak też było w 2012 roku gdzie jej film „W ciemności” przegrał z”Artystą” Michela Hazanaviciusa, Holland na to zareagowała wściekłą zazdrością „"Akademia popełniła harakiri"- Jestem w lepszej sytuacji niż Martin Scorsese. Przegrałam z naprawdę dobrym filmem, a nie jakąś idiotyczną wydmuszką [czyli filmem "Artysta"]. Akademia popełniła dziś harakiri, bo następna transmisja będzie miała o 20 procent mniejszą oglądalność – dodała.
Zdaniem niektórych komentatorów na niekorzyść filmu Holland mogło też działać "zmęczenie Akademii tematem Holokaustu".
Niespecjalnie spodobała się za to Francuzom wypowiedź Agnieszki Holland, która nazwała film Hazanaviciusa "idiotyczną wydmuszką".
Idiotyczna wydmuszka? Kiedy ktoś mówi takie rzeczy o zwycięzcy, to znaczy, że nie potrafi godnie przegrywać. Trzeba mieć trochę szacunku dla konkurentów, którzy mają inną wizję kina. Nawet Pitt i Clooney zachowali się fair play i pogratulowali Jeanowi Dujardinowi. Film "Artysta" jest bardzo odważny artystycznie. Do tego, wbrew pozorom, bardzo aktualny, choć jego akcja rozgrywa się na przełomie lat 20. i 30. Pokazywaną na ekranie rewolucję, jaką było powstanie kina dźwiękowego, można porównać do nowych technologii internetowych, do których starsze pokolenia nie mogą się przyzwyczaić. Kryzys z 1929 roku przypomina natomiast to, co dzieje się dzisiaj w eurolandzie. Do tego niema komedia jest prawdziwym wyzwaniem dla współczesnych aktorów. Ale są ludzie, którzy tego nie rozumieją – Tak to skomentowali jej wypowiedź Francuzi.
W 2012 roku jej córka, ujawniła prasie tajemnicę-” Jestem zakochana - mówi Kasia Adamik (40 l.). Kim jest wybranek jej serca? To kobieta! Kasia i jej partnerka Olga Chajdas (29 l.) Bywają na imprezach filmowych, trzymają się za ręce, pozując do zdjęć, uśmiechają się.
Mama Kasi – Agnieszka Holland, jest z tego powodu bardzo dumna i szczęśliwa, również z faktu że nie będzie babcią!
Jej ojciec to - Henryk Holland
(ur. 8 kwietnia 1920 w Warszawie, zm. 21 grudnia 1961 tamże) – żydowski komunista, socjolog, dziennikarz, publicysta, kapitan Ludowego Wojska Polskiego, kolaborant sowiecki, stalinista, karierowicz PRL, zdrajca Polski.
Jej matka to - Irena Rybczyńska – Holland
(ur. 20 kwietnia 1925 w Łucku) - dziennikarka, publicystka, ateistka i komunistka.
Jej mąż to - Laco Adamík
właśc. Ladislav Adamík (ur. 25 grudnia 1942 w miejscowości Mala Hradna) – słowacki reżyser teatralny, filmowy i operowy. Były mąż reżyserki Agnieszki Holland i ojciec Katarzyny Adamik.
Jej córka to - Katarzyna Adamik
znana jako Kasia Adamik (ur. 28 grudnia 1972 w Warszawie) - lesbijka i działaczka feministyczna.
Jej siostra to - Magdalena Łazarkiewicz
z domu Holland (ur. 6 czerwca 1954 w Warszawie) – reżyserka i scenarzystka, skandalistka, karierowiczka PRL.
Przed laty napisała na zamówienie niemieckiego (!) producenta Arthura Braunera scenariusz filmu "Pogrom", opartego na wydarzeniach zbrodni kieleckiej z 4 lipca 1946 roku. Oczywiście scenariusz ten był jak najdalszy od przypomnienia roli faktycznych NKWD-owskich i ubeckich sprawców tej komunistycznej zbrodni. Znana jest również z szukania komercyjnego rozgłosu za wszelką cenę. Słynny był kiedyś jej pomysł na promocję jednego ze swych filmów za pomocą nagłośnienia w ramach reklamy krótkiego fragmentu, nacechowanego ordynarną, obsceniczną erotyką. Kilka stacji telewizyjnych, skądinąd dalekich od prawicy, odrzuciło wymyśloną przez M. Łazarkiewicz reklamę, uznając ja za pornograficzną i wyzutą z wszelkiego gustu.
Jej szwagier to - Piotr Antoni Łazarkiewicz
(ur. 13 marca 1954 w Cieplicach Śląskich, zm. 20 czerwca 2008 w Warszawie) − reżyser, scenarzysta, aktor oraz producent filmowy, karierowicz-celebryta.
W 1995 r. z werwą dołączył się do nagonki na program W. Cejrowskiego "WC Kwadrans", w sposób szczególnie agresywny oskarżając go o krzewienie lewicowej ideologii faszystowskiej. Jako członek Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej SA Łazarkiewicz skierował 10 marca 1995 r. do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji donos: "Wojciech Cejrowski lży i wyśmiewa ludzi o innych niż on poglądach
Atak Piotra Łazarkiewicza na Wojciecha Cejrowskiego został wsparty przez wystosowany również do KRRiT list-donos, jego syna Antoniego Łazarkiewicza wraz z 60 podpisami uczniów i nauczycieli liceum, do którego uczęszczał.
Cejrowski zareagował na napaść P. Łazarkiewicza skierowaniem sprawy do sądu. W pierwszej instancji Łazarkiewicz został skazany wyrokiem nakazującym mu przeproszenie Cejrowskiego za "obraźliwe słowa i nieprawdziwe zarzuty".
Łazarkiewicz również starał się maksymalnie demaskować rzekomy "polski antysemityzm". Nakręcił w tym celu m.in. film "W środku Europy" na temat pogromu Żydów w miasteczku na wschodzie Polski. W innym filmie "Polowanie na czarownice" Łazarkiewicz piętnował rzekomo "szalejącą" (jak twierdził w dodatku do "Wyborczej") na początku lat 90. w Polsce "dyskryminację i homofobię". Łazarkiewicz "wyróżnił się" również gwałtownym wystąpieniem podczas tzw. Marszu Równości.
Jej siostrzeniec to - Antoni Łazarkiewicz
(również jako Antoni Gross-Łazarkiewicz) (ur. 12 marca 1980 w Warszawie) – kompozytor i aktor z rodu Holland-Łazarkiewicz.
W 1995 roku wsparł atak swojego ojca - Piotra Łazarkiewicza na Wojciecha Cejrowskiego przez wystosowanie do KRRiT specjalnego listu- donosu wraz z 60 podpisami uczniów i nauczycieli liceum, do którego uczęszczał którzy „chcieli usunąć” z telewizji program „WC Kwadrans” - Wojciecha Cejrowskiego.
Skomponował muzykę do filmu swojej ciotki Agnieszki Holland „W ciemności” ale Oskara też nie dostał, chociaż ciotka obiecała ...!