72
65
65
Władysław Rypiński
Władysław Rypiński
Władysław Rypiński

Władysław Rypiński – ps."Stary" lub "Rypa".

Pochodził z biednej wiejskiej rodziny spod Sierpca. Był analfabetą. Należał do Komunistycznej Partii Polski i Polskiej Partii Robotniczej, w czasie wojny zaczął dowodzić oddziałem AL. Po jej zakończeniu właśnie w Łęgu mianował się przewodniczącym gminnej rady narodowej i zastępcą komendanta Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej.

Z partyzantami ze swojego oddziału utworzył PPR-owską bojówkę, która nocami mordowała AKowców i członków PSL - jedynej po wojnie niezależnej partii. Oddział ten działał za zgodą i akceptacją "Magdy" - Magdaleny Kole-Treblińskiej, bliskiej współpracowniczki Władysława Gomułki i drugiego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PPR w Warszawie. Dzięki temu mogła pozostać bezkarna i niezależna od Urzędu Bezpieczeństwa, korzystając przy tym swobodnie z pomocy MO. Historycy oceniają, że grupa Rypińskiego zamordowała około stu osób.

Głośnie stało się uprowadzenie i zamordowanie przez oddział "Rypy" Ryszarda, Kazimierza i Juliana Gujskich ze znanej i szanowanej w Łęgu rodziny. Ich starszy brat był komendantem AK na tym terenie. Zastrzeleni zostali prawdopodobnie w dworku Łęgu. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Dziś IPN podejrzewa, że leżą obok budynku w ziemnej piwnicy. To pierwszy cel wizyty w Łęgu odszukanie i ekshumacja braci Gujskich.

W tych cichych egzekucjach uczestniczył funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej Stanisław Stołowski. W archiwach IPN zachowało się jego zeznanie, które złożył w latach 50. w czasie śledztwa w sprawie zabójstwa 28 osób - członków PSL i AK.

Tylko o jednej zimowej nocy takich pogromów mówił on m.in.: "(...) Pojechaliśmy w teren po wioskach. Aresztowaliśmy wtedy jednego, ja stałem z wozem na polu, a oni z jakiejś chałupy wyprowadzili jednego i prowadzili około 100 metrów do wozu. Po drodze słychać było, że go biją. Bili go tak długo, że wreszcie zabili go. Tak, że na wóz już jego nie ładowali. (...) W sumie po terenie bielskiej gminy zrobiliśmy furmanką kilkanaście kilometrów. Po zabraniu tych mężczyzn bielska milicja odeszła, a my wracaliśmy do Łęga, gdzie wyładowaliśmy ich w posterunku. (...) Gdy podszedłem do posterunku, zobaczyłem, jak już tych zatrzymanych wyprowadzają z lokalu posterunku tylko w kalesonach, rozebranych. Ci prowadzeni płakali. Kwiatkowski obstawił stodołę z jednej strony, ja z drugiej, a tych zatrzymywanych wprowadzili do środka. Tam byli Lewicki, Tyburski i jeszcze chyba jeden. (...) Gdy weszli do środka, słyszałem, jak Tyburski i Lewicki krzyczeli, aby kładli się do doła. Oni znowu płakali i pytali, za co mają ginąć. Usłyszałem strzały z pistoletu i chyba z automatu. (...) Nie wiem o tym, czy następnie z tej stodoły zostały zabrane zwłoki. Na drugi dzień, gdy byłem w stodole, to widziałem ślady zakopania".

Drugi cel pracowników IPN - odnaleźć i ekshumować zamordowanych w stodole obok posterunku ludzi.

"Rypa" zginął w październiku 1947 roku. Zbrojne podziemie wydało na niego wyrok, który wykonali partyzanci ROAK z oddziału Wiktora Stryjewskiego "Cacki". Długo im się wymykał. Wpadł przypadkiem, do jednej z pobliskich miejscowości przyjechał na wiec, na którym przekonywał rolników do zakładania spółdzielni rolniczych. Gdy agitował, był już otoczony. Zginął, gdy wracał do domu w Łęgu. Oddział "Cacki" UB rozbiło cztery miesiące później.