TV: Relacja matki o metodach Jugendamtu
RP: Polacy w Niemczech - wątpliwa mniejszość
CBN, Dale Hurd: To brzmi jak hitlerowskie Niemcy
Proces w sprawie Jugendamtu - zaproszenie
"Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci" List do polskich władz
Jugendamt (sieć urzędów do spraw młodzieży, podlegających samorządom; w każdym niemieckim mieście jest jego oddział) w Polsce stał się głośny po serii zakazów porozumiewania się w języku polskim z własnymi dziećmi przez rodziców z rozwiedzionych polsko-niemieckich małżeństw. Najgłośniejszy był przypadek Wojciecha Pomorskiego, któremu zakazano kontaktu z córkami po tym, jak nie chciał się zastosować do decyzji Jugendamtu. Kolejna głośna sprawa dotyczyła Beaty Pokrzeptowicz-Meyer, tłumaczki, która ostatecznie porwała syna z Niemiec do Polski i ukrywa się tu z dzieckiem.
Jugendamt powstał w roku 1922 jako instytucja doradcza. Jego późniejsze dosłownie bezgraniczne możliwości, ideologia i niekontrolowane zasady działania zostały określone przez NSDAP w roku 1936. Po wojnie Jugendamt nie został rozwiązany, mimo że był aktywnym elementem nazistowskiego aparatu przemocy.
Liczne przypadki uprowadzenia dzieci przez niemiecki Jugendamt - urząd do spraw młodzieży oraz przypadki zabraniania rozmowy z dziećmi w języku innym niż niemiecki, wskazują jednoznacznie na rozpowszechniona w Jugendamtach i tolerowana przez niemieckie prokuratury i niemieckie sadownictwo praktyki zmierzające do zniemczenia dzieci innych narodowości.[w szczególności dotyczy to dzieci polskich].
Jugendamt. Niemiecka instytucja, oficjalnie służąca do pomagania dzieci a nie oficjalnie jest to machina służąca do bezwzględnej germanizacji.
"W sercu Unii Europejskiej rabuje się dzieci rodzicom-obcokrajowcom z użyciem politycznego urzędu: niemieckiego JUGENDAMTU. Reportaż programu „Uwaga!" ujawnia fakty o nielegalnych i nieludzkich praktykach nowoczesnej administracji niemieckiej. Republika Federalna Niemiec od czasu końca wojny z premedytacją, poprzez przemilczanie zataja te praktyki przed swoimi europejskimi partnerami.
10.03.2006 r. to dzień w którym odbyła się w Bolsano/ Bozen (Wlochy) międzynarodowa
konferencja dotycząca "Uprowadzania dzieci przez Jugendamt".
Szokujący jest fakt, że Tego samego dnia Andrzej L. popelnił samobójstwo w Jugendamcie
Spandau (Berlin) w obecności pracowników Jugendamtu! Prawdopodobnie okoliczności tego
samobójstwa wskazują na to, ze został on umyślnie i czynnie doprowadzony do samobójstwa
przez Jugendamt.
Jugendamty w 1939 r. były głównym instrumentem nazistowskiej polityki wynaradawiania „dobrych” rasowo dzieci i przekształcania ich w „pełnowartościowych” mieszkańców „tysiącletniej Rzeszy”. Unormowania ustawy pod nazwą „Reichsjugendwohlfahrtgesetz” (dotyczącej opieki nad młodzieżą i dziećmi Rzeszy) zostały przeniesione do obowiązującego w RFN po dziś dzień Kodeksu Socjalnego i stanowią podstawę prawną działalności Jugendamtów.
Po roku 1945 struktury Jugendamtów nie zostały rozwiązane. Do roku 1952 były one pod kontrolą policji. W tym okresie niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zniszczyło akta 160 tysięcy uprowadzonych w czasie wojny „czystych rasowo” dzieci polskich, które pozbawiono tożsamości i „podarowano” niemieckim rodzinom. W chwili obecnej Jugendamty nie podlegają jakiejkolwiek kontroli ze strony państwa i organów wykonawczych.
Każde dziecko i każda rodzina (również obywatele państw obcych) przebywające na terenie Niemiec z mocy prawa automatycznie podlega kontroli lokalnego Jugendamtu. Dziecko może być w każdej chwili zabrane rodzicom i to bez podania przyczyn i z zatajeniem miejsca przetrzymywania dziecka. A sąd bywa o tym powiadamiany dopiero po fakcie. Decyzje Jugendamtów stanowią warunek wstępny rozstrzygnięć sądów rodzinnych, co w poważnym stopniu ogranicza ich niezawisłość.
Co więcej, tego typu instytucje, poza RFN, nie istnieją w żadnym innym państwie prawa. Urzędnicy Jugendamtów uczestniczą we wszelkich postępowaniach sądowych dotyczących relacji rodzice-dziecko. Oficjalnie Jugendamty kierują się swoiście pojmowaną ideą „dobra dziecka” (Kindeswohl), która notabene nigdy nie została zdefiniowana w niemieckim prawie.
W praktyce w przypadku dzieci pochodzących z małżeństw mieszanych, urzędnicza troska o dobro dziecka sprowadza się do utrudniania kontaktów z nie-niemieckim rodzicem i zawężania możliwości pielęgnowania tożsamości innej niż niemiecka. Temu służy konsekwentne ograniczanie rodzicom, którzy nie są Niemcami kontaktów z własnymi dziećmi.
Niejednokrotnie w takich przypadkach dochodzi nawet do odbierania władzy rodzicielskiej. Również bez udziału organów sądowych. Przeciwko osobom, które nie chcą się podporządkować wytaczane są sprawy karne. Nie posiadającym odpowiednich kwalifikacji urzędnikom, zdarza się wydawać „zaoczne” (t.j. „orzekane” bez kontaktowania się z „badanym” rodzicem) opinie psychiatryczne. U kogoś, kto obstaje przy prawie do rozmawiania po polsku z własnym dzieckiem, pracownik socjalny Jugendamtu może „stwierdzić” chorobę psychiczną.
Wszystko to odbywa się za cichym przyzwoleniem polityków, z których wielu lubi powtarzać frazesy o wspieraniu wielokulturowości i zaangażowaniu w międzynarodowy dialog.
I. Zakaz używania języka polskiego
Zakaz języka polskiego wydawany jest zazwyczaj w formie ustnej lub pisemnej, najczęściej przez pracowników Urzędu Do Spraw Dzieci i Młodzieży (Jugendamt/Amtsvormund), w przypadku gdy niemiecki rodzic zażąda wobec polskiego rodzica wizyt z dzieckiem pod nadzorem (begleiteter Umgang). Bardzo często pojawia się nakaz sądu niemieckiego (einstweilige Anodnung) odbierający dziecko polskiemu rodzicowi - przy tym rodzic polski dowiaduje się o tym od Jugendamtu, bo nie miał przedtem żadnej możliwości zajęcia stanowiska wobec stawianych mu tym samym zarzutów.
Zostają stworzone fakty dokonane, a potem następuje uzasadnienie prawne. Taką właśnie rolę spełnia ustanowiona w 1938 roku instytucja Jugendamtu/Amtsvormund. Jej zadaniem jest ubezwłasnowolnienie dzieci i ich rodziców na terytoriach niemieckich. Jugendamt jako jedyna niemiecka instytucja nie posiada jednostki nadrzędnej i nie podlega żadnej kontroli.
Należy stwierdzić że zakaz używania języka polskiego jest bezprawny. Faktem jest także, że Niemcy nie uznają w sprawach rodzinnych wyroków Trybunału Europejskiego.
Więcej informacji na ten temat można uzyskać na stronach internetowych międzynarodowych organizacji rodziców walczących o swoje "niemieckie" dzieci, stronach prawników oraz naukowców zajmujących się tym problemem, n.p.: http://www.jugendamtwesel.com/CEED-ge.htm.
Jako powód zakazu języka polskiego podaje się m.in.:
1) Argument ("praktyczny"): brak pracowników polskojęzycznych
Cytat: " ... wir können nicht jede Dienstleistung (!) in jeder Sprache anbieten"
Abstrahując od bezprawności tego zakazu - jest to nieprawdą. Do dyspozycji sądów i Jugendamtów są także i polskojęzyczni rzeczoznawcy (polecani przez rodziców i organizacje ochrony praw dziecka). Polska nie ingeruje (językowo) w kontakty rodziców z dziećmi i daje niemieckim rodzicom (w sprawach sądowych i w okolicznościach im towarzyszących) do dyspozycji tłumacza.
2) Argument (prawniczy): "dobro dziecka" ("Kindeswohl")
Zgodnie z prawnym statusem niemieckich Jugendamtów ich oficjalnym zadaniem jest ułatwianie kontaktów dziecka z rodzicem dla "dobra dziecka". Nakaz języka niemieckiego i zakaz polskiego jest dla "dobra (niemieckiego) Jugendamtu" i stoi w sprzeczności z "dobrem (dwujęzycznego) dziecka".
3) Argument ("szkody psychicznej dla rozwoju dziecka"): dzieci żyją w Niemczech i ważniejsze jest, by mówiły po niemiecku
Cytat: "Für die Kinder kann die Förderung (!) in der deutschen Sprache nur vorteilhaft sein, da diese in diesem Land aufwachsen..."
Należy zaznaczyć, że nikt z polskich rodziców nie zakazuje dzieciom mówić po niemiecku. Robią to one podczas pobytu u niemieckich rodziców w Niemczech przez 24 godziny na dobę. Poza tym chodzi tu o jednogodzinną wizytę, polski rodzic, jeśli jeszcze w ogóle może widywać dziecko - widuje je raz, maksymalnie dwa razy w miesiącu - Jugendamt nie ma czasu, personelu itd. na organizowanie więcej wizyt - nawet dla laika jest oczywiste, że nie spowoduje to szkody dla psychiki dziecka.
W tym miejscu należy wyjaśnić, jaki cel ma właściwie taka z reguły nieuzasadniona
wizyta nadzorowana (begleiteter Umgang)?
Jugendamt finansuje organizacje n.p. Kinderschutzbund albo Jugend- und
Elternberatung wyspecjalizowane w tym celu. Ich zadaniem jest nadzorowanie
kontaktów pomiędzy dziećmi a rodzicami patologicznymi, podejrzanymi o pedofilię,
alkoholizm, narkomanię lub molestowanie dzieci - czyli rodziców zagrażających
"dobru dziecka".
Poprzez zaliczenie Polaków do tej patologicznej grupy zagrożeniem dla polskich
dzieci jest konkretnie używanie przez Polaków języka polskiego w Niemczech.
Innego uzasadnienia tych nadzorowanych kontaktów nie ma. Jugendamt twierdzi, że
jednogodzinna rozmowa - zabawa z dzieckiem po polsku spowoduje u niego szkodę
psychiczną. Obstawanie polskiego rodzica przy konieczności kontynuacji nauki
języka polskiego jest dla pracownika Jugendamtu objawem choroby psychicznej
polskiego rodzica (bo tak naprawdę nie zależy mu na widywaniu dziecka). Opinia
pracownika Jugendamtu (absolwenta sportu i pedagogiki społecznej) jest ważniejsza
niż opinia dyplomowanego psychologa nadzorującego spotkania, który twierdzi, że
polski rodzic nie jest szkodliwy i nie ma potrzeby kontynuowania tych wizyt.
Ale Jugendamt nadal nakazuje polskiemu rodzicowi wizyty pod nadzorem.
Dlaczego?
Prawdziwym celem takiego nakazu jest zniszczenie więzi polskiego rodzica z
dzieckiem, ponieważ zakaz polskiego i wizyty nadzorowane gwarantują, że polski
rodzic coraz rzadziej będzie miał kontakt z własnym dzieckiem i zostaną stworzone
pewne fakty: osłabienie lub wypaczenie (deprywacja) lub zniszczenie więzi
rodzicielskiej (oraz wynarodowienie dziecka), co zostaje później potwierdzone
niemieckiemu sądowi przez (niemieckojęzycznego) psychologa - rzeczoznawcę,
który w "badaniu" (w języku niemieckim) przemilcza te nienormalne okoliczności w
jakich badał dziecko (stres, nienaturalne okoliczności spotkań polskiego rodzica z
dzieckiem, psychiczne obciążenie poniżającej polskiego rodzica serii wizyt pod
nadzorem, dłuższa izolacja dziecka od polskiego rodzica za sprawą wizyt
nadzorowanych, komunikacja w obcym języku itd.).
Nie podanie się zakazowi polskiego i tym samym samowoli Jugendamtu traktowanie
jest jako niekooperatywność.
Sąd w imię "dobra dziecka" uwzględniając niekooperatywność poskiego rodzica
(urzędowo udokumentowaną przez Jugendamt) i jego słabą więź z dzieckiem zabiera
polskiemu rodzicowi władzę rodzicielską i od razu lub w następnym postępowaniu
zakazuje kontaktów z polskim rodzicem. (Poza tym niemiecki sąd stwierdza
"nieopłacalność" oddania dziecka polskiemu rodzicowi, bo już się zaasymilowało u
niemieckiego rodzica.)
Nie trzeba dodawać, że "czysto" niemieckojęzyczni rzeczoznawcy z góry zakładają o ważniejszym i przez to wyższym statusie języka i kultury niemieckiej.
4) Argumenty "naukowe" wskazujące na słuszność zakazu
Cytat: "Aus pädagogisch - fachlicher Sicht" sei es "im Interesse der Kinder nicht nachvollziehbar, dass die Zeit des begleiteten Umgangs in polnischer Sprache erfolgen soll."
Takich "naukowych" argumentów nie ma.
Nauka stwierdza, że jest wręcz przeciwnie. Pozytywny wpływ dwujęzyczności na
rozwój i psychikę dziecka jest naukowo bezsprzecznie udowodniony.
Potwierdzają to niemieccy naukowcy prowadzący w tym roku badania mające na
celu sprawdzenia wyników w nauce (Pisa - Studie) i zalecają wspomaganie nauki
języka ojczystego u dzieci emigrantów, ponieważ dzięki temu osiągają one
zdecydowanie lepsze wyniki w niemieckiej szkole.
Obecnie polityka w Niemczech wycofuje się z projektów wspierania
dwujęzyczności, tym ważniejsze jest, że polscy rodzice są w stanie zagwarantować ją
swoim dzieciom.
Po ukazaniu się pierwszych artykułów w prasie (polskiej i niemieckiej: "Süddeutsche Zeitung", "die Zeit", "Wprost", "Newsweek", Gazeta Wyborcza", Rzeczpospolita") do pana Kraszewskiego zgłosiło się 20-tu polskich rodziców z Niemiec, szukających pomocy i liczących na pozytywną reakcję. Jak tylko dowiedzieli się, że jednak zabrano mu dziecko, ogarnął ich strach i obawa represji. Boją się zgłaszać dzieci do polskiej szkoły i nauki polskiego. A nawet dochodzi do tego, że swoim dzieciom sami zabraniają mówić po polsku. My, jako że nie mamy już nic do stracenia, mamy odwagę poinformować opinię publiczną o stosowanych w Niemczech praktykach.
II. Rola języka polskiego w wychowywaniu dziecka
Język polski w kontakcie z rodzicem, który od urodzenia komunikował się z dzieckiem po
polsku, odgrywa szczególną rolę: na jego bazie powstała więź dziecka z polskim rodzicem i
za pośrednictwem tego języka była ona pielęgnowana.
Więź dziecka jest głównym kryterium określającego (kategorię prawniczą) "dobro dziecka".
Chęć rozmowy z własnym dzieckiem po polsku (podczas wizyt nadzorowanych) nie
oznacza zamiaru klasycznej nauki języka polskiego, ale przede wszystkim konieczność
(sic!) utrzymania więzi emocjonalnej z dzieckiem.
Ten w oczach Jugendamtu "nieszkodliwy" zakaz języka polskiego pociąga za sobą daleko
idące konsekwencje - prowadzi on do utraty więzi polskiego rodzica z jego dzieckiem, w
konsekwencji do utraty władzy rodzicielskiej i sądowego zakazu kontaktów.
III. Problem "dyskretnej" dyskryminacji
Oficjalnie takiego problemu w Niemczech nie ma.
O dyskryminacji mówi się, kiedy jedną kulturę (wzgl. jej język) uważa się za "lepszą",
ważniejszą itd.
Szokującym jest, że niemieccy psycholodzy-rzeczoznawcy oraz Jugendamt otwarcie
używają takich dyskryminujących argumentów!
Dlatego zdecydowanie należy wpłynąć na to, żeby opiniujący psycholog (tak jak mediator)
był naprawdę rzeczoznawcą i kompetentnym w sprawach dzieci z małżeństw mieszanych,
t.zn. spełniał odpowiednie kryteria, m.in. uwzględnił dwujęzyczność dziecka oraz
(neutralnie, zgodnie z zasadą równorzędności) obydwie kultury, z których dziecko pochodzi.
Dopiero, jak psycholog-rzeczoznawca wyda opinię w imię objektywnego "dobra dziecka",
zgodnie z aktualnym i rzeczywistym stanem nauki, a nie opinię reprezentującą interesy
niemieckiego rodzica czy Jugendamtu, można oczekiwać neutralności sądu.
IV. Odbieranie władzy rodzicielskiej (i dzieci) polskim rodzicom na podstawie badania psychologa-rzeczoznawcy
Jest to reakcja łańcuchowa, skrupulatnie zaplanowana i udokumentowana argumentami
"prawniczymi", "naukowymi", "praktycznymi", "szkody psychicznej" i "dobra dziecka".
Decydującą rolę odgrywa czas, t.zn. przeciąganie sprawy przez Jugendamt i niemieckie sądy
oraz odmowa udzielenia pomocy w kosztach procesowych (PKH), ze względu na "znikomą
szansę wygrania" (Aussichtslosigkeit).
Jeśli polski rodzic nie jest jeszcze psychicznie chory, to ma przynajmniej problemy ze
zdrowiem i jest finansowo zrujnowany - tak jak w naszych wszystkich przypadkach.
Konieczne jest to, aby - w trudnych i kontrowersyjnych przypadkach - przedstawiciel polskiego konsulatu (jako Rechtsbeistand) był obecny na rozprawie sądowej (lub wskazana przez niego osoba) gdyż samo okazanie zainteresowania ze strony polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego jest bardzo pomocne w takich sprawach.