306
303
307
Operacja "Cezary"

6 lipca 1950 r. Wilhelmina Targowska, była łączniczka AK gotowa kon­ty­nu­o­wać walkę o niepodległość, spotkała się ze Stefanem Sieńką. Pół roku później jako "Hanka" została łączniczką ścisłego kierownictwa Zrze­sze­nia WiN. Nie wiedziała, że tzw. V Komenda jest mistyfikacją MBP, a Sieńko zdrajcą, który jako agent "Maciej" odgrywa główną rolę w tej prowokacji.

Aresztowanie na przełomie 1947 i 1948 r. wszystkich członków IV Zarządu Głównego WiN i przejęcie archiwów organizacji dało Ministerstwu Bez­pie­cze­ń­stwa Publicznego wgląd w największe tajemnice konspiracji. W MBP postanowiono wykorzystać fakt, że w trakcie aresztowań przebywał w Po­l­sce kurier Delegatury Zagranicznej WiN, Adam Boryczko (Boryczka), który pod koniec stycznia 1948 r. przekazał na Zachód wiadomość, że nie­ujęci przywódcy rozpoczynają odbudowę kierownictwa organizacji.

Wkrótce oni również znaleźli się w więzieniu, ale jeden z nich - Stefan Sieńko - podjął współpracę z bezpieką. Jego zwerbowanie było mo­men­tem kluczowym, który zapewnił powodzenie planom MBP. Sieńko, w czasie wojny podwładny Józefa Maciołka (od jesieni 1946 r. kierownika De­le­ga­tu­ry Zagranicznej) w AK na Rzeszowszczyźnie, potem jego najbliższy współ­pra­co­wnik w siatce informacyjnej WiN, dysponował rezerwowymi kon­ta­k­ta­mi, umożliwiającymi utrzymywanie łączności z Zachodem. Po rozbiciu Za­rzą­du Głównego to właśnie z nich korzystali kurierzy wysyłani przez Ma­cio­ł­ka. Sieńko, który rzekomo został ranny podczas ucieczki z aresztu (dla nadania wiarygodności tej legendzie wykonano zabieg, po którym po­zo­sta­ła blizna, a za Sieńką rozesłano listy gończe), jako swojego zastępcę wprowadził na punkty kontaktowe funkcjonariusza MBP Henryka Wen­dro­w­skie­go.

W kwietniu 1948 r. ponownie przybył do Polski kurier Boryczko "Adam". Mimo początkowej nieufności wobec podejmującego go Wendrowskiego, uwierzył w autentyczność organizacji, gdy na kolejnym spotkaniu pojawił się znany mu już Sieńko. "Adam" powrócił na Zachód z informacją o utwo­rze­niu tzw. V Komendy WiN.

Rozpoczęła się w ten sposób operacja "Cezary" - jedna z największych i najważniejszych gier operacyjnych komunistycznego aparatu bez­pie­cze­ń­stwa, prowadzona przez MBP w latach 1948-1952.

Była ona wymierzona w pozostałości struktur konspiracyjnych w Polsce oraz Delegaturę Zagraniczną WiN i, szerzej, środowiska polskiej emigracji politycznej, a także wywiady anglosaskie. Jej istotą było pozorowanie przez MBP istnienia konspiracyjnej organizacji niepodległościowej, by w ten spo­sób docierać do osób pozostających jeszcze w konspiracji, przejmować pod swoją kontrolę ewentualne struktury, a także dezinformować de­le­ga­tu­rę i współpracujące z nią wywiady zachodnie. MBP planowało przejąć wi­no­w­skie drogi łączności z Zachodem, a wykorzystując silną pozycję de­le­ga­tu­ry na uchodźstwie, kontrolować z czasem relacje kraj-emigracja.

Początkowo MBP oparło funkcjonowanie organizacji w kraju na czterech re­zy­den­tach.

Byli to: agenci "Maciej" (Stefan Sieńko) i "Kamiński" (Ukrainiec - Ja­ro­sław Hamiwka) oraz przeniesieni "na stopę nielegalną" funkcjonariusze MBP "Józef" (Henryk Wendrowski) i "Roman" (nie udało się go zi­den­ty­fi­ko­wać, być może był to Roman Wysocki). Rolę komendanta głównego "Kosa" odgrywał sporadycznie agent "Żukowski" (Stanisław Józef Ry­bicki).

Pozostali agenci wprowadzani byli do gry "w ciemno", czyli w przekonaniu, że mają do czynienia z prawdziwą konspiracją. Pozyskiwali oni do "or­ga­ni­za­cji" i kontrolowali poczynania osób przeświadczonych, że biorą udział w walce o niepodległość. Do gry wciągnięto kilkaset osób, ze­wi­den­cjo­no­wa­no około 2000 osób, z tym że tylko niewielka część z nich rzeczywiście "działała", pozostałe na polecenie "WiN" miały czekać na moment wybuchu wojny.

Można wyróżnić trzy fazy trwania operacji:

  1. Lata 1948-1950 - to głównie "gra" z delegaturą, budowanie wia­ry­god­no­ści organizacji krajowej, przyjmowanie kurierów z Zachodu i ro­z­poznawanie sytuacji na emigracji. W kraju nawiązywano w tym czasie kontakty przede wszystkim z pojedynczymi osobami, po­czy­na­jąc od dawnych znajomych Sieńki;
  2. Od listopada 1950 r. - kiedy pod wpływem silnej inspiracji MBP de­le­ga­tu­ra podpisała umowę o współpracy z Amerykanami, co spo­wo­do­wa­ło aktywizację "gry" i w dalszej konsekwencji utworzenie 1 lis­to­pa­da 1951 r. zajmującego się wyłącznie rozpracowaniem »Cezary« Wydziału III "A" Departamentu III MBP;
  3. Od listopada 1951 do końca 1952 r. - to podjęta przez MBP próba uporządkowania operacji i rozbudowy organizacji krajowej, by móc pokazać istniejące struktury wysłannikom z Zachodu.

W ramach "gry" z Delegaturą Zagraniczną utrzymywano początkowo łą­cz­ność kurierską, z czasem zastąpioną wymianą poczty w skrytkach wa­go­nów pasażerskich kursujących na trasie Paryż- Warszawa, w ostatnim roku uzupełnioną łącznością radiową. Dokonywano wymiany sprawozdań o sy­tu­a­cji w kraju i na emigracji, analiz sytuacji międzynarodowej, do or­ga­ni­za­cji krajowej płynęły fundusze na jej działalność, znaczące zwłaszcza po podpisaniu umowy z Amerykanami. Wiązało się to z włączeniem WiN w ame­rykańskie plany przygotowań wojennych. Przy udziale polskich szta­bo­w­ców, podległych władzom na uchodźstwie, wypracowano wówczas plan (znany pod kryptonimem "Wulkan") szerokiej dywersji na sowieckich liniach komunikacyjnych przebiegających przez Polskę. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego miał on zastąpić amerykańskie uderzenie atomowe i w ten sposób zapobiec zniszczeniom, które oznaczałyby katastrofę dla Po­la­ków. Przyjęcie tego planu zmuszało kierownictwo operacji do prób stwo­rze­nia rzeczywistych - choć ściśle kontrolowanych - struktur w terenie. Mimo zamierzeń podejmowanych w tym względzie w 1952 r., nie udało się tego zrealizować.

Pozorując istnienie tajnej organizacji, która scala wysiłki nie­po­d­le­gło­ścio­we, MBP "ustalało" osoby ukrywające się, rozszyfrowywało "dwulicową" agenturę, zdobywało informacje o poprzedniej działalności pozyskiwanych do "WiN" osób, uzyskiwało dane o niepewnych politycznie fun­k­cjo­na­riu­szach UB i innych instytucjach reżimu, przejmowało archiwa konspiracyjne, broń, radiostacje i inny sprzęt. Była to znacznie skuteczniejsza metoda, niż proste werbowanie współpracowników. Niejednokrotnie w toku operacji okazywało się, że agent czy informator UB pozyskany do pracy w "WiN" nie informował o tym swojego oficera prowadzącego, a swojemu zwie­rz­ch­ni­ko­wi z "konspiracji" przekazywał triumfalnie to, co udało mu się zataić przed aparatem bezpieczeństwa. Pozyskani do "konspiracji" wskazywali ko­lej­nych potencjalnych konspiratorów, nie mieli jednak prawa sami nikogo wcią­gać do pracy podziemnej. Decydowało zawsze kierownictwo i w ten sposób MBP zachowywało pełną kontrolę nad tworzoną przez siebie stru­k­tu­rą. W ramach działań wobec środowisk niepodległościowych w kraju kierownictwo operacji "Cezary" prowadziło kilkadziesiąt "rozpracowań czą­s­t­ko­wych" pod różnymi kryptonimami.

Najbardziej spektakularna była operacja "Obszar", skierowana przeciw oddziałowi partyzanckiemu kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" na Białostocczyźnie. W celu jego zlikwidowania MBP upozorowało istnienie kilkustopniowych struktur sztabowych WiN. Wciągnięty w tę mistyfikację legendarny partyzant po kilku miesiącach dał się skłonić do opuszczenia swoich terenów i w październiku 1952 r. w Warszawie został podstępnie aresztowany. MBP wykorzystało tu, podobnie jak w wielu innych przy­pa­d­kach, żołnierskie poczucie karności i pragnienie podporządkowania się wyższym strukturom dowódczym. Paradoksalnie, powodzenie tego me­cha­ni­zmu przeczy tezom komunistycznej propagandy, jakoby tkwiący z uporem "w lesie" bojownicy byli bandytami, chodzącymi samopas, pewnymi bez­kar­no­ści, żądnymi krwi watażkami.

Kierownictwo operacji nie ograniczało się do rozpracowywania środowisk konspiracji poakowskiej. Wykorzystując kontakty emigracyjnych przy­wód­ców stronnictw politycznych z Delegaturą Zagraniczną, V Komenda dotarła w kraju do dawnych działaczy PPS-WRN, PSL, SP i Zjednoczenia De­mo­kra­tycz­ne­go. Oferując stronnictwom "winowskie" do łączności z krajem, bezpieka uzyskała możliwość kontroli korespondencji i infiltracji tych śro­do­wisk. Były one tak rozbite represjami, że nie powiodły się żadne próby po­bu­dze­nia ich do działalności i powołania analogicznych ośrodków kie­ro­w­ni­czych w kraju. Warto dodać, że niektórzy z tych działaczy krajowych także byli współpracownikami aparatu bezpieczeństwa. Poprzez V Komendę bez­pie­ka starała się też infiltrować Kościół i świeckie środowiska katolickie.

W 1951 r. "WiN", realizując porozumienie z Amerykanami, zaczął wysyłać na przeszkolenie do ośrodków znajdujących się w RFN autentycznych kon­spi­ra­to­rów. Jako pierwszy w lipcu 1951 r. przecierał szlak przerzutowy przez NRD i Berlin Zachodni Tomasz Gołąb, który jako emisariusz z kraju po­zo­stał w delegaturze. Brał udział w konspiracji właściwie nieprzerwanie od 1940 r. i jako dobry znajomy Maciołka i Sieńki miał nieświadomie uwia­ry­go­d­nić operację. Charakterystyczne dla działań bezpieki było przerzucenie pod koniec listopada 1951 r. do siedziby Delegatury Zagranicznej WiN w Monachium emisariusza, którym był agent "Robert" – Marian Stru­żyński.

Był przekonany, że wysłała go autentyczna organizacja, a tylko przy okazji wykonuje zadania dla MBP. Na początku stycznia 1952 r. powrócił do Po­l­ski. Przebywanie na Zachodzie było wykorzystywane jako ważny atut w ro­z­gry­w­ce prowadzonej po powrocie agenta do kraju.

Wśród przerzuconych do Monachium byli Stefan Skrzyszowski vel Janusz Patera i Dionizy Sosnowski. Trafili oni na kurs radiotelegrafistów, na którym uczono też podstaw dywersji. W nocy z 4 na 5 listopada 1952 r. zo­sta­li zrzuceni na spadochronach z amerykańskiego samolotu z częściowo polską załogą. Na zrzutowisku, przygotowanym w województwie ko­sza­liń­skim, zostali sprawnie podjęci i przekazani na "meliny" w Radości i War­sza­wie. Przywieziony przez nich sprzęt i pieniądze zostały przejęte przez "or­ga­ni­za­cję". Otoczeni przez agentów składali sprawozdanie ze szkolenia i przekazywali wiadomości uzyskane na kursie. Istotną rolę w roz­pra­co­wa­niu skoczków odegrał Strużyński, który spotkał się ze Skrzyszowskim w Mo­na­chium. Obaj skoczkowie zostali aresztowani 6 grudnia. Pół roku później, po pokazowym procesie, ci dwaj ostatni cichociemni zostali straceni w mo­kotowskim więzieniu.

Decyzja o zakończeniu operacji miała charakter polityczny i zapadła pra­w­dopodobnie na Kremlu. Z operacyjnego punktu widzenia "gra" rozwijała się pomyślnie i mogła przynieść jeszcze większe korzyści. Nie można jednak wykluczyć, że wywiad sowiecki otrzymał ostrzegawcze informacje, że Ame­rykanie zorientowali się w istocie mistyfikacji lub planują intensywne dzia­łania sprawdzające. Amerykanie nie taili zresztą zamiaru przysłania do Polski swoich wysłanników. Pod koniec listopada 1952 r. zadecydowano o po­litycznym wykorzystaniu dotychczasowych wyników operacji, a wkrótce o całkowitej likwidacji "gry".

Z datą 27 grudnia 1952 r. ogłoszono oświadczenie ujawnienia "WiN" podpisane przez J.J. Kowalskiego "Kosa" i Stefana Sieńkę "Wiktora", którzy oprócz archiwów, sprzętu szpiegowskiego i radiostacji mieli prze­ka­zać władzom ponad milion dolarów. Głównie tego dnia aresztowano ponad sto osób, z których kilkanaście skazano na śmierć (w sumie od początku operacji różnym formom represji poddano około 300 osób). O losach are­sz­to­wa­nych decydował osobiście Bolesław Bierut. Rozpoczęła się ol­brzy­mia kampania propagandowa przeciw USA i emigracji nie­pod­le­gło­ścio­wej.

W operację zaangażowani byli początkowo wydzieleni funkcjonariusze Wy­dzia­łu II (potem przemianowanego na III) Departamentu III MBP, który prze­pro­wa­dzał likwidację kolejnych Józef Zarządów Głównych WiN. Czołową rolę w planowaniu odgrywali wtedy Henryk Wendrowski, Roman Wysocki i Jan Wołkow, czyli grupa, która "realizowała" IV Zarząd Główny. Operację nadzorował i był za nią odpowiedzialny dyrektor Departamentu III - najpierw płk Jan Tataj, a od marca 1950 r. - płk Józef Czaplicki. Jednak, już na początku 1949 r. prowadzenie sprawy objął wicedyrektor Departamentu III, płk Leon Andrzejewski, i to on był do końca mózgiem operacji. W listopadzie 1951 r. powołano na potrzeby "gry" specjalny Wydział III "A" Departamentu III, o ściśle zakonspirowanych zadaniach. O wszystkich dzia­ła­niach operacyjnych informowany był wiceminister Konrad Świetlik, który nadzorował pracę Departamentu III, a o ważniejszych - także pozostali wice­mi­ni­stro­wie i minister bezpieczeństwa. Meritum gry znał też Bolesław Bierut.

W dokumentacji sprawy "Cezary" zachowały się liczne ślady udziału w niej strony sowieckiej, a brulion opracowania analitycznego, powstałego po jej zakończeniu, ma poprawki i uwagi w języku rosyjskim. Poszczególne fragmenty operacji w terenie zlecano do wykonania urzędom niższych szczebli, a także innym strukturom MBP, oczywiście nie wprowadzając ich w istotę sprawy. Zwykle też potrzebnych do wykonania określonych zadań agentów przejmowano "na kontakt" centrali.

Operacja "Cezary" była ważnym szczeblem w bezpieczniackiej karierze. Po zakończeniu prowokacji biorący w niej udział funkcjonariusze awansowali w hierarchii służbowej (niezależnie od premii i odznaczeń), większość mimo przemian politycznych pozostała w resorcie, a Wendrowski, który ofi­cja­l­nie przeszedł z wywiadu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zakończył karierę jako peerelowski ambasador w Danii. Strużyński został w 1957 r. etatowym oficerem SB, a potem literatem, którego książki (pod nazwiskiem Marian Reniak) o utrwalaniu "władzy ludowej" wydawano w masowych nakładach i nagradzano resortowymi wyróżnieniami. Sieńko zmienił imię i nazwisko i pracował jako dziennikarz - Andrzej Kazi­mie­ro­wicz. Podobnie inni agenci - w swoich środowiskach uchodzili za bo­ha­te­rów konspiracji, szykanowanych przez aparat bezpieczeństwa.

Znacznie gorzej powiodło się ich ofiarom. Ci, którzy nie zostali straceni lub nie zmarli w więzieniu, najczęściej otrzymali wyroki dożywotniego lub dłu­go­let­nie­go więzienia i tylko zmiana sytuacji politycznej w 1956 r. pozwoliła im wyjść zza krat. Najczęściej borykali się z problemami zdrowotnymi, będącymi skutkiem przebywania w więzieniach, trudnościami w zna­le­zie­niu mieszkania i pracy. Adam Boryczko, który w czerwcu 1954 r. przybył nie­le­gal­nie do Polski, by wyjaśnić, co właściwie stało się w grudniu 1952 r., został aresztowany wkrótce po przekroczeniu granicy i skazany na śmierć. Wyszedł z więzienia dopiero w listopadzie 1967 r.

Istotę prowokacji utrzymywano w tajemnicy aż do końca lat osiem­dzie­sią­tych, a gdy ją ujawniono, dla zaciemnienia obrazu, a może z niewiedzy, włączono do niej pewne wątki innego, równolegle prowadzonego "roz­pra­co­wa­nia »Ośrodek«" (szerzej znanego jako tzw. afera Bergu). Na wnio­s­kach z operacji "Cezary" szkoliły się kolejne pokolenia pracowników aparatu bezpieczeństwa. Uznawano ją w resorcie za wielki sukces i spra­w­dzo­ny wówczas model przejmowania tajnych organizacji pod kontrolę za­miast ich niszczenia. Model ten starano się realizować w połowie lat sie­dem­dzie­sią­tych, gdy intensywnie zaczął się rozwijać ruch opozycyjny.