634
435
416
Grzegorz Motyka
Grzegorz Motyka
Grzegorz Motyka

Grzegorz Motyka (ur. 1967) – polski historyk specjalizujący się w tematyce ukraińskiej.

W 1992 ukończył studia historyczne na KUL i rozpoczął pracę w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Do 2007 pracował również w Biurze Edukacji Publicznej IPN. Uprawia publicystykę historyczną, poprawną politycznie dzięki czemu robi karierę i ma przychylność centralnych „elit”, Gazety Wyborczej oraz ukraińskich partii nacjonalistycznych. Wielokrotnie krytykowany przez polskie stowarzyszenia kombatanckie i kresowe za zakłamywanie i fałszowanie historii Polski.


Andrzej Żupański odsłania prawdziwe oblicze Motyki:

Andrzej Żupański
Andrzej Żupański

Grzegorz Motyka o Giedroyciu, Polakach, Ukraińcach, IPNie

W Gazecie Wyborczej dnia 24 maja ukazał się artykuł pod tytułem Zapomnijcie o Giedroyciu: Polacy, Ukraińcy, IPN autorstwa doktora Grzegorza Motyki, byłego pracownika Instytutu Pamięci Narodowej, jednego z najlepszych znawców tragicznego okresu stosunków polsko-ukraińskich w latach wojny i tuż po niej. Tekst wzbudził w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej ostry sprzeciw. Niniejszy list przedstawia stanowisko Związku odnośnie spraw poruszonych przez autora.

Na wstępie dr Motyka opisuje w skrócie, ale bardzo rzetelnie zbrodnię popełnioną przez OUN i UPA na ludności polskiej Kresów południowo-wschodnich II Rzeczpospolitej. Definiuje sprawców, określa liczbę pomordowanych Polaków (80-100 tys.), podkreśla okrucieństwo stosowane przez wykonawców, potwierdza udział chłopów ukraińskich uzbrojonych w siekiery i widły. Nie wspomina o żadnej prowokacji ze strony polskiej, ani też o jakiejś skutecznej polskiej obronie

Po czym autor mógłby postawić kilka pytań pod adresem Ukraińców i na tym zakończyć artykuł. A pytania te powinny wyrażać zainteresowanie, dlaczego Ukraińcy nie potępiają tej zbrodni i zbrodniarzy, natomiast próbują uczynić ich bohaterami narodowymi. Tak powinien był postąpić, gdyby rzeczywiście chciał zakończenia tego sporu polsko-ukraińskiego.

Jednak widocznie tego nie chce, ponieważ dalszą część długiego artykułu poświęca licznym ubocznym problemom, szeroko stosując taktykę pomijania jakichś szczegółów, dla wprowadzenia polskiego czytelnika w błąd.

Po kolei ustosunkujemy się do kontrowersyjnych wypowiedzi doktora Motyki.

- "Polacy nie ograniczali się tylko do samoobron - miały też miejsce krwawe akcje odwetowe". Można sądzić, iż p. Motyka jest zdania, że Polacy nie powinni byli stosować wszystkich dostępnych sposobów ratowania ginących kobiet i dzieci polskich, tylko takie, które będą w przyszłości przez Grzegorza Motykę akceptowane.

- "Na Wołyniu akcje przeciw ukraińskiej ludności cywilnej prowadziła przede wszystkim polska policja na służbie niemieckiej". Najpierw ukraińscy nacjonaliści mordują lub wypędzają z ich siedzib Polaków, a teraz dr Motyka wyciąga zarzut (w domyśle), że uratowani młodzi ludzie już bez rodzin oraz domów i środków utrzymania, dołączają do policji okupanta występując przeciw sprawcom ich nieszczęścia.

- "Na Lubelszczyźnie oddziały polskiej partyzantki podjęły ofensywę w marcu 1944 roku, paląc ponad 20 wsi ukraińskich". Oto pierwszy przykład manipulacji, żeby nie powiedzieć fałszerstwa, autora. Przemilcza on doskonale mu znany fakt przeprawy 11 sotni UPA w I kwartale tego roku, na zachodnie brzegi Bugu i Sanu. Sotnie te miały za sobą rzeź Polaków i, co oczywiste, Polacy musieli je zwalczać. Ten fakt p. Motyka nazywa ofensywą polską. Autor wie dobrze, ale nie wspomina o tym, że przez kilka miesięcy na rzece Huczwie stał stukilometrowy front polsko - ukraiński z kilometrową ziemią niczyją i wypalonymi wsiami. O ukraińskich wsiach zniszczonych w tej lokalnej wojnie mówi dobitnie. Polskie wsie go nie obchodzą.

- "Pomiędzy lutym a kwietniem l945 roku, spalono szereg wsi ukraińskich w pasie od Lubaczowa po Sanok. Oto drugie przemilczenia dr. Motyki: Ignoruje on doskonałe prace dr. Zdzisława Koniecznego, który przez wiele lat badał tą lokalną wojnę. O licznych polskich wsiach okrutnie spacyfikowanych na wymienionym przez autora terenie nie ma żadnej wiadomości w artykule.

- "Wydarzeniem szczególnie bolesnym dla Ukraińców była przeprowadzona w 1947 roku akcja Wisła". Nie słyszeliśmy nigdy, aby dr Motyka w podobnym tonie wyraził się o odczuciach Polaków, dotyczących wymordowania 100 tys. i wypędzenia wielokrotnie więcej naszych braci. Nie wpływa na p. Motykę znany mu fakt, że wysiedleni Ukraińcy byli w części sprawcami akcji, a mordowanym Polakom nie można czegokolwiek zarzucić.

- "W sumie w latach 1943-1947 zginęło 80-100 tys. Polaków oraz 10-20 tysięcy Ukraińców". Dr Motyka już od dłuższego czasu używa liczby 20000 jako ilości cywilnych Ukraińców zamordowanych przez Polaków. Nigdy jednak nie podał źródła, na którym się w tej sprawie oparł. Jest oczywiste, że szacunek ten nie może być trafny, choćby z powodu szczupłości sił polskich, które mogłyby dokonać takiej liczby zabójstw, mając za głównego przeciwnika, znacznie liczniejsze oddziały UPA. Autor, mimo uczestnictwa w IX seminarium „Polska-Ukraina: trudne pytania", na którym wspólnie historycy z obu krajów dyskutowali ten temat, nigdy się nań nie powołał. Protokolarnie ustalono wówczas szacunkowo (z braku przeprowadzonych badań tego tematu przez obie strony), że straty Ukraińców z rąk polskich "szły w tysiące".

Co było ludobójstwem?

- "Tak ogromna tragedia nie może nie budzić emocji społecznych. Polscy historycy w zasadzie (podkreślenie nasze) są zgodni, że ukraińskie czystki miały charakter barbarzyński i nie mogą być usprawiedliwione". Czytamy ten akapit ze zdumieniem i zastanawiamy się, który polski historyk nie chciałby ich uznać za barbarzyńskie, a pragnął usprawiedliwić? Czy dr Motyka wie o kogo może chodzić? Jaki był cel autora, gdy pisał to zdanie nie wyrażając oburzenia na człowieka, który jest w stanie usprawiedliwić morderstwo 100 tysięcy niewinnych ludzi.

- "Jakby jednak nie oceniać działań OUN i UPA, jej członkowie byli obywatelami II Rzeczpospolitej, którzy wystąpili przeciwko polskim współobywatelom, a nie najeźdźcami". To bardzo zdumiewające zdanie. Czyżby p. Motyka uważał, że współobywatelstwo było okolicznością łagodzącą winę za dokonany masowy mord? W takim razie prawdopodobnie zagłodzenie milionów Ukraińców przez bolszewików w latach trzydziestych, według autora nie było ludobójstwem, bo bolszewicy byli obywatelami tego samego państwa,

- "Zbrodnie UPA nie miały znamion ludobójstwa. Do tego poglądu skłania się dziś większość polskich historyków". Po raz kolejny nie wiadomo na jakiej podstawie autor wygłasza to twierdzenie. A może jest to jego zdanie, które chciałby rozpowszechnić? W tym samym akapicie jest jeszcze dziwnie kontrastujące twierdzenie: „Nie ulega bowiem wątpliwości, że w latach 1943-45 mieszkańcy Wołynia i Galicji Wschodniej ginęli tylko za to, że byli Polakami". Nie możemy zrozumieć, jak w tak poważnej sprawie można na wypisywanie takich rzeczy sobie pozwolić. Dla autora Polacy najwidoczniej nie mogą być ofiarami ludobójstwa!

Artykuł jest zbiorem różnych, często sprzecznych twierdzeń i czytelnikowi czasem trudno zrozumieć, co autor miał na myśli. Zaraz po powyższym twierdzeniu, że zamordowani Polacy nie mogą być ofiarami ludobójstwa, pisze: Problem polega jednak na tym, że znamiona ludobójstwa mogą też spełniać niektóre akcje polskiego podziemia (!). Następny akapit jest już w zupełnie innym tonie: „Nie można postawić znaku równości pomiędzy planową eksterminacją Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej a lokalnymi akcjami odwetowymi. Po stronie ukraińskiej mieliśmy bowiem do czynienia z odgórnie kierowaną czystką etniczną natomiast z polskiej strony z inicjatywami lokalnych komendantów łamiących instrukcje napływające z góry. Potem jednak, przecząc poprzednim swym twierdzeniom pisze: Po stronie ukraińskiej ludobójczy charakter miała zatem cała akcja antypolska, po polskiej — poszczególne akcje (!).

Następny akapit jest znów mieszaniną różnych twierdzeń, lecz zdania zajmowanego przez autora nie można z niej wyłuskać. Na zakończenie tego rozdziału p. Motyka zarzuca środowiskom kresowym nieskrywaną chęć zmuszenia historyków, aby ukazywali przeszłość z „jedynie słusznej" perspektywy, w ramach której każda wątpliwość czy zwykły odruch współczucia dla cierpień Ukraińców, są traktowane jako akt sprzeniewierzenie się interesowi narodowemu. Ciekawi jesteśmy, czy gdyby przodkowie dr Motyki zginęli zamordowani okrutnie w tamtych czasach, zachowywałby się inaczej, niż ci krytykowani Kresowiacy. Nie interesuje bowiem autora fakt, że Ukraińcy jak dotąd ani nie wyrażają współczucia dla Polaków z powodu wielotysięcznych ofiar, ani też zbrodni jak dotąd nie potępiają.

Historycy muszą chodzić parami

W tym rozdziale znalazły swoje miejsce jakieś osobiste pretensje dr Motyki w stosunku do jego poprzedniego pracodawcy, w co oczywiście nie będziemy wnikać. Natomiast zabierzemy głos w sprawach, którymi nasz Związek zajmuje się od chwili jego powstania, to jest od 20 lat. Mamy na myśli poruszaną przez autora działalność Instytutu Pamięci Narodowej, dotyczącą trzeciej zbrodni.

- "W maju 2001 roku odbyła się w Lublinie konferencja na temat antypolskiej akcji OUN i UPA". Związek nasz z zadowoleniem i zaciekawieniem oczekiwał na to wydarzenie, gdyż miała to być pierwsza konferencja poświęcona przez władze przemilczanemu tematowi, zorganizowana przez instytucję państwową. Liczyliśmy też, że znajdą tam jakiś oddźwięk organizowane od pięciu lat przez nasz Związek seminaria historyków obu krajów. Niestety, Biuro Edukacji Publicznej jakby udawało, że w ogóle nie wie o tych międzynarodowych pracach. O takim potraktowaniu pracy swoich kolegów historyków zdecydował dyrektor Biura Edukacji p. Paweł Machcewicz, przy niewątpliwym wsparciu dr. Motyki (stałego zresztą uczestnika seminariów). Było już wówczas wydrukowanych osiem grubych tomów z materiałami ośmiu seminariów. Dr Machcewicz niestety odrzucił tą wielką pracę. Natomiast autor na początku niniejszego rozdziału twierdzi, że w pracach biura obowiązywała zasada, że nie zostanie pominięty żaden, nawet najbardziej bolesny czy wstydliwy temat. Na tą konferencję nawet nie zaproszono referentów tych tematów, które dublowały się w jej programie.

- "W kwietniu 2002 roku w Krasiczynie zorganizowano sesję na temat operacji Wisła". Gdy otrzymaliśmy program tej sesji zwróciliśmy się do prezesa Leona Kieresa i do dyrektora Oddziału IPN w Rzeszowie organizatora sesji, z postulatem, aby w programie znalazły miejsce wyniki uzyskane na VIII i IX seminariach, gdzie dwudziestoosobowe grupy historyków z obu krajów, przedyskutowały cztery referaty przygotowane przez obie strony. W wyniku zażartych dyskusji opracowano i uchwalono wówczas wspólnie protokół przedstawiający zupełnie inne spojrzenie na tą akcję, niż to od lat dotąd głoszono. Na koniec naszych wystąpień prosiliśmy, aby referenci z obu naszych seminariów dostali zaproszenia na sesję. Niestety nasze postulaty zostały całkowicie odrzucone.

- "Jesienią 2002 roku Instytut zwrócił się do Państwowego Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy z prośbą o udostępnienie materiałów, które mogłyby odsłonić nieznane dotąd kulisy akcji antypolskiej". Nie negujemy wartości tej inicjatywy Instytutu, pozwalającej pogłębić wiedzę naszych historyków. Jednak ta inicjatywa nie wpływa zupełnie na wiedzę historyków ukraińskich. Nasza zasada wprowadzająca obowiązek spisywania protokołu zgodności i rozbieżności, wymusza na partnerach ukraińskich zajmowanie stanowiska odnośnie zebranych dokumentów. Natomiast wydane wspólnie tomy zawierające dokumenty archiwum, mogą być traktowane jako informacja o patriotycznej działalności UPA, bądź też jako dowód zbrodni tej formacji. Wszystko zależy od tego, które dokumenty wybierze badacz. Biuro Edukacji Publicznej ani myślało pójść naszym śladem.

- "Zmiany w kierownictwie BEP IPN spowodowały jednak zwrot w podejściu do problematyki stosunków polsko-ukraińskich” - pisze doktor Motyka. My też tak uważamy, tylko według naszego Związku zmiany są bardzo pomyślne. Od zmiany kierownictwa współpraca nasza z BEP uległa zdecydowanej poprawie. Instytut bierze udział jako współorganizator w naszych seminariach, wydaje na własny koszt tomy ich dotyczące, wspomaga nasze plany wydawnicze, nawet rozsyła bezpłatnie przy swoich materiałach nasze filmy, w ilościach zupełnie dla Światowego Związku Żołnierzy AK niedostępnych.

- "Pierwszym tego sygnałem (tych zmian w kierownictwie) był wydany przez dyrektora Żaryna wiosną 2006 roku, zakaz wypowiadania się na temat wymordowania przez oddziały poakowskie ukraińskiej wioski Pawłokoma". Prawdopodobnie chodziło wówczas w BEP o głoszone różne wersje w tej sprawie: Związku Ukraińców w Polsce propagowana od kilku lat wersja oraz treść książki dr Zdzisława Koniecznego, która ukazała się przed uroczystością jako wynik wieloletnich badań doktora.

- "Kolejnym, dużo bardziej niepokojącym wydarzeniem była próba limitowania wypowiedzi na temat akcji Wisła". Od kilku lat funkcjonowały dwa spojrzenia na ta sprawę. Jedno głoszone od dawna przez Związek Ukraińców w Polsce i drugie uzgodnione przez historyków polskich i ukraińskich na IX seminarium. Różnią się one co do roli spełnianej przed wywiezieniem, przez ludności ukraińską. ZUwP głosił i głosi jej niewinność oraz doznaną krzywdę, zaś grupy historyków z obu krajów, stwierdziły - aktywne wsparcie przez tą ludność oddziałów UPA, bez którego nie mogłaby ona tam egzystować. Tą tezę potwierdza dobitnie fakt, że zaraz po zrealizowaniu przesiedleń, UPA zakończyła swoją działalność. Autor, uczestnik IX seminarium, zna doskonale tą drugą wersję, ale o niej nigdy nie wspomniał, wbrew swym postulatom o pluralizmie.

- "Decyzja Żaryna oznaczała w praktyce to, że w konferencji nie mogli wystąpić "pod flagą IPN-u" historycy uważający akcję „Wisła" za zbrodnię komunistyczną. Nie dziwimy się, że rozstanie Motyki z BEP-em musiało nastąpić przy takiej różnicy w podejściu do najważniejszych spraw. Natomiast przykre wrażenie wywołuje publiczne wyciąganie sporów ze swoim poprzednim pracodawcą.

- "Nie ma też mowy o pluralizmie (o który domaga się Motyka) w Dodatkach Edukacyjnych IPN do Naszego Dziennika. Przy tej okazji wyrażamy wielkie uznanie dla tych Dodatków, za ich świetną treść i układ.

Na koniec tego rozdziału chcielibyśmy wyrazić pod adresem doktora Motyki zdecydowaną krytykę za treść i układ Teki Edukacyjnej pt „Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-1947”, której był on autorem. Zgłosiliśmy z tego powodu pisemny protest prezesowi Kieresowi, ale bez rezultatu. Wystarczy tylko podać, że zaistniało zaburzenie proporcji miejsca poświęconego akcji „Wisła" i ludobójstwa OUN- UPA dokonanego na Polakach.

Endecka wizja dziejów

Wolelibyśmy, aby p. Motyka nie zajmował się polityką, zastanawiając się nad poglądami poszczególnych kierunków politycznych. Uważamy, że trzecia zbrodnia przeciwko narodowi polskiemu jest sprawą ogólnopolską i tak powinna być rozpatrywana.

- W ostatnim numerze Glaukopisu ukazał się artykuł badaczki ruchu narodowego Lucyny Kulińskiej, pod wdzięcznym tytułem {Chto rizaw Lachiw?}". Autor nazywa dr Kulińską badaczką ruchu narodowego, mimo że artykuł nie zajmuje się tym ruchem, a dr Kulińska ma znaczny, wartościowy dorobek badawczy, związany z trzecią zbrodnią. Ostatnio napisała książkę niezmiernie ważną, bo wypełniającą lukę w polskiej historiografii. Mianowicie na 700 stronach opisuje działania terrorystyczne KPZU, UWO i OUN w latach międzywojennych. Te terrorystyczne działania uniemożliwiały realizowanie zamiarów rządu polskiego, rozszerzenia samorządu ukraińskiego i realizowania sprzyjającej Polakom i Ukraińcom polityki. Gdy nowa książka dr Lucyny Kulińskiej zostanie wydana, pokaże prawdziwych sprawców niepowodzeń polskiej polityki w międzywojniu. Omawiając te sprawy w swej przyszłej publikacji dr Kulińska nie „owija w przysłowiową bawełnę”. Mówi oraz pisze ostro, bez osłonek, ale rzetelnie. Budzi podziw swoją twórczością i zaangażowaniem. To wszystko nie podoba się chyba doktorowi Motyce.

- "Warto przypomnieć, że środowiska endeckie w II RP opowiadały się za planem wymuszonej polonizacji mniejszości narodowych". Zachęcamy p. Motykę do przeczytanie tej nowej książki L. Kulińskiej, gdy tylko zostanie wydana. Przecież planowane rozszerzenie samorządu ukraińskiego, za każdym razem, gdy do tej sprawy rząd polski wracał, było torpedowane przez Stronnictwo Narodowe - ale dlaczego? To właśnie wyjaśnia dr Kulińska. Chodzi o nie przebierającą w sposobach antypolską agitację OUN, stałe wrogie nastawienie, ale przede wszystkim antypolskie działania terrorystyczne. To one dostarczały wszystkim sceptykom w sprawie planowanych reform, argumentów przeciw. Jeżeli nawet wojewoda Józewski był ostro krytykowany w tej agitacji przeciwpolskiej, to jak państwo polskie mogło zdecydować się na dalsze rozszerzanie praw Ukraińcom ?

Wplątywanie przez p. Motykę w artykule spraw innych mniejszości narodowych nie ma żadnego sensu. Kwestia ukraińska w II RP z powodów działalności terrorystycznej była zupełnie odrębną.

- "Ile w postulatach środowisk kresowych przedstawianych ~w Glaukopisie jest chęci upamiętnienia tragedii Wołynia, a ile konsekwentnego propagowania programu obozu narodowego? "- stawia pytanie dr Motyka. Niestety nie wiemy, o jaki program obozu narodowego chodzi. Powtarzamy: to jest sprawa ogólnopolska, a nie partyjna. Dodajmy też, że nie chodzi o upamiętnienie tragedii wyłącznie Wołynia, lecz o potępienie całej zbrodni UPA, nie tylko tej wołyńskiej. Dokonać tego powinni zarówno Ukraińcy mieszkający w Polsce, którzy doskonale o niej wiedzą, ale wręcz przeciwnie wykazują chęć nobilitowania sprawców jak i przez państwo ukraińskie. Głównym celem Panie Doktorze nie jest upamiętnienie, a potępienie zbrodni. Czy Pana potępienie zbrodni nie obchodzi?

- "Złudzeniem jest...myślenie, że uda się ujednolicić pamięć o tej tragedii wedle przedwojennych, endeckich schematów myślenia o mniejszościach narodowych". To końcowe zdanie artykułu doktora Motyki, jeszcze raz obrazuje różnice zdań naszego Związku i autora. Nie rozumiemy, o jakie ujednolicenie pamięci autorowi chodzi. My zabiegamy o potępienie zbrodni i jej sprawców. Brak potępienia jest dla nas wyrazem akceptacji, a to będzie stanowić mur i trwałą przeszkodę na drodze dalszego zbliżenia obu krajów. Co to ma za związek z przedwojenną endecją i widzeniem mniejszości narodowych, zupełnie nie wiemy.

Andrzej Żupański