747
853
935
853
Obrona Hanaczowa

Obrona Hanaczowa – walki obronne polskiej samoobrony opartej na strukturze AK w Hanaczowie w 1944 r. z oddziałami UPA, wspartymi dezerterami z SS-Galizien i Ukraińskiej Policji Pomocniczej, zakończone odparciem ataków. Większość mieszkańców wsi zdołała się ewakuować, ale Hanaczów został doszczętnie zniszczony podczas pacyfikacji przeprowadzonej 2 maja 1944 r. przez oddziały niemieckie.

Wieś w 1944 r. liczyła około 3 tys. mieszkańców, w tym sporą liczbę uchodźców z Wołynia i kilkudziesięciu ukrywających się Żydów. Pierwsze przygotowania do odparcia napadu UPA nastąpiły w końcu 1943 r. w związku z wieściami o mordach na Polakach na Wołyniu. Sytuację w rejonie Hanaczowa zaogniły wydarzenia z października 1943 r.

Mogiła - kopiec ku czci Polaków pomordowanych przez UPA w Hanaczowie
Mogiła - kopiec ku czci Polaków pomordowanych przez UPA w Hanaczowie

UPA w ramach akcji likwidowania liderów lokalnych społeczności, poprzedzającej czystkę etniczną w Małopolsce Wschodniej, dokonała egzekucji przedwojennego nauczyciela i oficera AK Stanisława Weissa, żonatego z Ukrainką. Podczas pracy w lesie podeszło do niego trzech Ukraińców, odczytało mu wyrok "w imieniu samostijnej Ukrainy" i zabiło strzałem w tył głowy. Zabity został okradziony z dokumentów, pieniędzy i zegarka. Ten mord wzburzył okoliczną ludność i spowodował, że hanaczowska samoobrona wydała Kripo trzech uzbrojonych Ukraińców, przechodzących przez wieś niedługo po tym wydarzeniu. Te wydarzenia, mimo prób łagodzenia napiętych stosunków obu społeczności, na trwale zantagonizowały Polaków i Ukraińców w okolicy Hanaczowa.

Pod koniec 1943 r. do wsi przybył oficer operacyjny Okręgu Lwów AK ps. Andrzej i wraz z komendantem rejonu AK Hanaczów wachm. Kazimierzem Wojtowiczem "Głogiem" opracował plan obrony. Zakładał on utworzenie w centrum wsi tzw. trójkąta obronnego, do którego w razie napadu miała się schronić ludność cywilna i który miał być broniony na linii okopów i schronów. Mieszkańcy wsi nie zgodzili się na to, nie chcąc pozostawiać swoich domów na pastwę losu.

AK z Hanaczowa udzieliła sowieckim partyzantom z rozbitego oddziału płk. Dymitra Miedwediewa. Grupa Rosjan i Żydów (uciekinierów z getta) schroniła się w kryjówce AK w pobliżu Hanaczowa i tam stoczyła potyczkę ze ścigającymi ich policjantami ukraińskimi i niemieckimi. Udało im się uciec i dołączyli do oddziału AK w Hanaczowie.

2 lutego 1944 r. około godz. 21 wieś została zaatakowana z kilku stron przez duże siły (wg różnych meldunków od 300 do 1000 osób) UPA i około 20 policjantów ukraińskich. Część napastników była w mundurach niemieckich. Napastnicy ominęli znajdujące się na skraju wsi przysiółki i uderzyli na centrum wsi. Udało im się jednak opanować tylko pierwsze domy. Mieszkańcy wraz z samoobroną stawili rozpaczliwy opór. Walczyły nawet kobiety – jedna z nich, Magdalena Nieckarzowa, w obronie własnej zabiła siekierą jednego z Ukraińców, by po chwili zginąć od kul. Schwytani Polacy byli mordowani bez względu na wiek i płeć, a domy palone. Kluczowym miejscem obrony była plebania, naprędce przekształcona w barykadę. Tu obroną dowodził brat zakonny Damian (Franciszek Bratkowski). Na odsiecz wsi pospieszył żydowski oddział partyzancki Abrama Bauma oraz akowcy z Przemyślan pod dowództwem Tadeusza Nowego "Granata". Około północy upowcy wycofali się.

Atak ten wykazał, że wieś nie była należycie przygotowana do obrony. Zginęło 58-85 Polaków, w tym 20 kobiet i 13 dzieci. Około 100 osób było rannych. Spalonych było 70 gospodarstw. Po przeciwnej stronie było około 30 zabitych i rannych.

Po napadzie okoliczna ludność polska udzieliła hanaczowianom wydatnej pomocy materialnej i moralnej. Do wsi przybyły również dostawy broni a ponadto ze Lwowa przybyli ochotnicy do obrony. Przybył także komendant Inspektoratu Lwów mjr Sawicki i na spotkaniu z samoobroną opracowano nowy plan obrony. Przystąpiono do budowy zamaskowanych bunkrów ze schronami dla ludności, wzmocniono drzwi do kościoła, wyznaczono placówki obsadzane przez plutony, zorganizowano sieć patroli. 10 lutego dowództwo AK w Hanaczowie objął por. Jastrzębski ps. "Strzała.

Od początku kwietnia 1944 r. do samoobrony hanaczowskiej dochodziły informacje o zbierających się w sąsiednich wsiach Ukraińcach. 8 kwietnia w Wielką Sobotę wywiadowcy donieśli o kilkusetosobowym zgrupowaniu UPA, które szykowało się do ataku na wieś. Zwołano naradę Sztabu Obrony, w skład której weszli: kpt. Józef Bosek "Julian", wachm. Kazimierz Wojtowicz "Głóg", por. Paweł Jastrzębski "Strzała", Antoni Wojtowicz "Darling", por.Jan Dyl "Marian", plut. Józef Chruściel "Ryś", Alojzy Wojtowicz "Jurand", major Pristupa "Fiodor" – dowódca grupy partyzantów radzieckich. Po omówieniu szczegółów obrony wszyscy rozeszli się na stanowiska. Czuwano do rana aż do rezurekcji, atak jednak nie nastąpił.

Następnego dnia - 9 kwietnia otrzymano wiadomość o zrzucie broni. Po burzliwej dyskusji zadecydowano o wyjściu ze wsi na zrzut małego 22-osobowego oddziału pod dowództwem por. "Strzały", który w razie ataku miał powrócić i zaatakować banderowców od tyłu. Dowodzenie oddziałami przejął Kazimierz Wojtowicz, gdyż kpt. Józef Bosek był chory. Wywiad AK donosił, że przed południem w okolicznych wsiach: w Stanimirzu, Siedliskach i w Podjarkowie odbyły się odprawy UPA a dowódca ukraińskiego zgrupowania zapowiedział, że z Hanaczowa pozostaną zgliszcza i ani jednej żywej duszy. Mimo to atak nadal nie następował. Dopiero późną nocą, zwiad zauważył zbliżające się oddziały UPA (wśród których byli dezerterzy z Ukraińskiej Policji Pomocniczej i SS-Galizien), liczące wg późniejszych szacunków od 800 do 1500 osób.

Po ostrzale wsi z ckm-ów i pocisków zapalających, od których zapłonęła wieś, banderowcy ruszyli do ataku z kilku stron. Główny atak prowadzony był od strony wschodniej. Polacy pozwolili na bliskie podejście przeciwnika po czym otworzyli zmasowany ogień z rkm-ów. Ta taktyka spowodowała duże straty w szeregach UPA i załamanie się ataku, zwłaszcza po śmierci dowódcy. Grupa akowców z "Głogiem" na czele, przedarła się przez płonące domy i ostrzałem z boku zaskoczyła atakujących i zmusiła ich do wycofania się.

Nad ranem do akcji wszedł powracający z niedoszłego zrzutu oddział "Strzały", oskrzydlając przeciwnika. W walce ranny w rękę został "Głóg". Około 5 rano banderowcy, wykorzystując słabą widoczność (całe pole walki było zasnute dymem z dopalających się zagród), próbowali wedrzeć się do wsi tym razem od zachodu, ale obrońcy udaremnili również i ten atak. Po ataku część atakujących oddziałów rozpoczęła wycofywanie się zabierając rannych i zabitych. Niespodziewanie o 7.30 oddziały UPA po raz kolejny zaatakowały od południowego zachodu, ale kontratak polskiej samoobrony i plutonu żydowskiego zaskoczył upowców i spowodował zamieszanie a potem ucieczkę. O godzinie 9 walka wygasała, oddziały UPA pospiesznie zabierały rannych i zabitych, a tym, których nie udało się zabrać, odcinali głowy, aby uniemożliwić identyfikację. Pod koniec dnia upowcy próbowali jeszcze raz zaskoczyć obronę, jednak nadal czuwający obrońcy powstrzymali Ukraińców.

Liczbę ofiar po stronie UPA szacuje się na 30 do 70 osób a wraz z ciężko rannymi około 120. Po stronie polskiej doliczono się 26 zabitych, w tym 5 obrońców. Pozostałe ofiary to polskie rodziny, które nie zdążyły uciec do trójkąta obronnego. Tragiczny los spotkał rodzinę Michała Nieckarza, który ciężko ranny udał zabitego i dzięki temu ocalał, ale stracił żonę i pięcioro dzieci w wieku od 1 do 7 lat, zamordowanych bagnetami. Pozostałe ofiary to kilkanaście osób z pobliskich przysiółków Zagóra i Podkamienna, które nie spodziewały się ataku, przypuszczając że i tym razem napastnicy zostawią je w spokoju.

Po napadzie pochowano pomordowanych w zbiorowej mogile na cmentarzu. Broń ukryto. Po czterech dniach do wsi przybył oddział niemiecki. Dowodziło to, że Niemcy musieli być uprzedzeni o ataku, gdyż zwykle w przypadku łuny pożarów i odgłosu strzałów zjawiali się od razu. Po dochodzeniu Niemcy udali się do Przemyślan. Za odwagę wykazaną w walce wachm. "Głóg" i kapral "Puchacz" zostali odznaczeni Krzyżami Walecznych. W lipcu 1944 r. wachmistrz "Głóg" został mianowany podporucznikiem

Po napadzie wieś była w opłakanym stanie, większość domów była spalona, mieszkańcy nie mogli się pomieścić w istniejących budynkach. W tych okolicznościach zapadła decyzja o ewakuacji. Pierwsza próba nie powiodła się - w ukraińskiej wsi Sołowa kolumna uchodźców została ostrzelana. Trzy dni później tym razem na trasie do Przemyślan, również zaatakowano ludność próbującą się ewakuować. Zginęło 9-12 osób w tym sołtys Hanaczowa Marcin Dyl..

Dopiero 17 kwietnia po przybyciu odsieczy z Biłki Królewskiej i Biłki Szlacheckiej zdołano zorganizować większy konwój. We wsi Hermanów upowcy zorganizowali zasadzkę, udając procesję na cmentarzu. Dzięki pomocy pobliskich oddziałów partyzanckich przeciwnicy zostali odparci, tracąc 7 zabitych i 11 rannych. Po stronie polskiej było 3 rannych. Konwój nie niepokojony więcej dotarł do Biłek i Czyszek, gdzie zakwaterowano uchodźców. Jeden ze schwytanych w potyczce w Hermanowie upowców zdradził miejsce pobytu dowództwa UPA przybyłego z Wołynia. Udała się tam grupa akowców z Biłek, która aresztowała przywódców. Zostali oni w Biłkach skazani przez sąd polowy na śmierć.

Po ewakuacji we wsi pozostał oddział AK (60 ludzi) oraz ci, którzy nie mogli bądź nie chcieli opuścić Hanaczowa. W sumie pozostało około 150-200 osób. Dowódcą został kpt. Jan Antonów "Janek" w miejsce chorego por. "Strzały". W obwodzie Przemyślany AK, Okręgu Lwów AK pomimo ataków UPA na polską ludność, nie ograniczano się do samoobrony, ale przeprowadzano akcje dywersyjne przeciwko Niemcom. W jednej z nich wykolejono pociąg z czołgami, bronią i amunicją, a konwój ostrzelano. Udało się zniszczyć 4 czołgi, a ruch kolejowy został wstrzymany na kilka godzin. Ten fakt został wykorzystany przez Ukraińców, którzy donieśli Niemcom, że w Hanaczowie znajduje się dywersyjny oddział rosyjski i Żydzi.

2 maja 1944 r. wieś została otoczona przez 2 kompanie SS, żandarmerię i Gestapo z 3 czołgami, działami szturmowymi i granatnikami. Niemcy rozpoczęli ostrzał umocnionych budynków - kościoła i klasztoru. Polskie oddziały rozdzieliły się i próbowały wydostać się z okrążenia. Udało się to jedynie największej grupie kpt. "Janka", która przedostała się do lasu, tracąc jednak swojego dowódcę. W lesie doszło jeszcze do potyczki z upowcami. Pozostałe grupy zdziesiątkowane, wycofały się do wsi i ukryły w zamaskowanych bunkrach.

Niemcy po zajęciu miejscowości, rozjuszeni faktem, że nie mogą znaleźć partyzantów, zaczęli niszczyć Hanaczów czołgami, wysadzali i podpalali budynki. Ludność cywilna, która nie skryła się, została zebrana pod kościołem. Niemcy dokonali egzekucji Żydów i części Polaków, resztę osób zabrali ze sobą do Lwowa. W sumie straty polskie wyniosły 16 zabitych żołnierzy i 30 zamordowanych cywilów.

Po odejściu wroga z ukrycia wyszli partyzanci i około 60 cywilnych Polaków i Żydów. Wkrótce też do wsi zaczęły zbliżać się grupy Ukraińców, ale naprędce zorganizowana obrona pod dowództwem Antoniego Wojtowicza "Darlinga" odstraszyła ich ogniem karabinowym. Hanaczów przestał istnieć. Wieś opuścili ostatni obrońcy, w tym o. Wiktor, który zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament z kościoła.

Od 1942 r. z inicjatywy Kazimierza Wojtowicza mieszkańcy Hanaczowa udzielali we wsi schronienia kilkudziesięciu Żydom oraz pomagali kilkuset ukrywającym się w okolicznych lasach.

Żydzi tworzyli własny oddział partyzancki pod dowództwem Abrama Bauma ("Bunia"), który brał udział w walkach obronnych Hanaczowa. Służył w nim m.in. Leopold Kleinmann (Kozłowski) - "Poldek", późniejszy kompozytor. Po zniszczeniu wsi w maju 1944 r. oddział żydowski jako pluton włączono w skład 1. kompanii 40. pułku AK.

W 1993 roku za ratowanie Żydów Kazimierz Wojtowicz wraz z braćmi – Alojzym i Antonim (pośmiertnie) zostali odznaczeni medalami Sprawiedliwy wśród Narodów Świata

Dzięki staraniom Sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeja Przewoźnika, ma powstać pomnik upamiętniający Polaków zamordowanych przez UPA i SS lecz nie wiadomo kiedy ze względu na opóźnianie sprawy przez stronę ukraińską.


Źródło

  • Jerzy Węgierski, W Lwowskiej Armii Krajowej, Warszawa 1989.